Jocelyne
W pierwszej chwili się spięła, wręcz chętna się wycofać albo rzucić do ucieczki, chociaż sama nie była pewna dlaczego. Potrzebowała kilku następnych sekund, żeby zorientować się, że to Lawrence zaszedł ją od tyłu, jak gdyby nigdy nic stojąc w prowadzącym w głąb świątyni przejściu. Mogła tylko zgadywać, co takiego robił w tym miejscu i dlaczego spoglądał na nią w dziwny, przenikliwy sposób. Chociaż zdążyła przywyknąć do widoku wampirów z czerwonymi, oznaczającymi tradycyjny sposób zaspokajania głodu oczami, coś w widoku pary rubinowych tęczówek sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej zaniepokojona.
– Och... – wyrwało jej się.
To nie zabrzmiało szczególnie zachęcająco, a przynajmniej tymczasowo nie była zdolna zdobyć się na nic więcej. Próbowała zebrać myśli, a w pewnym momencie z powątpiewaniem spojrzała na Dallasa, ten jednak ograniczał się do biernego obserwowania sytuacji. Nie miała pewności czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie, ale zdecydowała się nad tym nie rozwodzić. Prawda była taka, że gdyby faktycznie coś jej zagrażało, chłopak i tak nie byłby w stanie rzucić się do pomocy, a przynajmniej Jocelyne miała takie wrażenie.
– Dobrze widzieć, że już nie jest z tobą źle... Tak sądzę, bo patrzysz na mnie tak, jakbyś się obawiała. – Lawrence urwał, po czym lekko przekrzywił głową, jakby spojrzenie na nią pod innym kątem mogło pozwolić mu wyciągnąć jakieś bardziej szczegółowe wnioski. – Nie mam nic złego na myśli. W zasadzie zastanawiam się, jak wiele pamiętasz, ale...
– Wszystko – zapewniła go pośpiesznie, nagle odzyskując głos. – Dziękuję – dodała z opóźnieniem.
Uniósł brwi, jakby zaskoczony tym, że mogłaby zdobyć się na wydobycie z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Cokolwiek sobie myślał, najwyraźniej postanowił zachować dla siebie, bo ostatecznie ograniczył się do skinięcia głową. Nawet nie drgnęła, kiedy z wolna podszedł bliżej, wciąż uważnie ją obserwując. Wyczuła ruch, kiedy nadal tkwiący u jej boku Dallas się przemieścił, chyba z przyzwyczajenia przesuwając w taki sposób, by w razie potrzeby jednak móc ją osłonić. W tamtej chwili zapragnęła wywrócić oczami, bowiem szczerze wątpiła, żeby ewentualne zdolności manipulowania pądem, okazały się w tej sytuacji użyteczne, a tym bardziej potrzebne.
– Bez przesady – mruknęła bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. – Nic mi nie zrobi – dodała, a Lawrence spojrzał na nią z zaciekawieniem, ostatecznie decydując się rozejrzeć dookoła, kiedy dotarło do niego, że nie są sami.
– Jak miło... Wierzysz w to, czy próbujesz się afirmować? – rzucił niemalże pogodnym tonem.
Wzruszyła ramionami, z zaskoczeniem odkrywając, że czuła się dość swobodnie. Zakładała, że gdyby chciał ją zabić, dokonałby tego już dawno temu. Co więcej, sama Beatrycze dała jej do zrozumienia, że przy tym wampirze może czuć się bezpieczna, a to bez wątpienia o czymś świadczyło.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanfictionBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...