Pięćdziesiąt

25 3 0
                                    

Lawrence

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Lawrence

W pomieszczenia panowała cisza, ale powoli zaczynał się do tego przyzwyczajać. W gruncie rzeczy trudno było oczekiwać czegoś innego po kilku może i lakonicznych, ale aż nazbyt wymownych zdaniach, które padły z ust Rafaela. Sam również był w stanie co najwyżej spoglądać to na demona, to znów na Elenę, chociaż milczenie w przypadku Lawrence'a było czymś o wiele bardziej jednoznacznym, być może dlatego, że rozumiał... Cóż, o wiele więcej, niż mógłby sobie tego życzyć.

Nikt nie zwracał na niego uwagi, co na dłuższą metę mu odpowiadało. W ciszy wodził wzrokiem dookoła, czekając na jakąkolwiek reakcję, choć sam nie był pewien, czego tak naprawdę się spodziewał. To w gruncie rzeczy nie miało znaczenia, bo jakiekolwiek słowa i tak nie miały być w stanie zmienić tego, co w tamtej chwili chodziło mu po głowie.

– Chwila... – Lawrence bynajmniej nie był zaskoczony tym, że jako pierwszy odezwał się akurat Edward. Tym razem nie miał nic przeciwko, z dwojga złego jakiekolwiek uwagi wydawały się lepsze od przeciągającego milczenia. – Mówisz, że twój... ojciec... – zaczął wampir, rzucając nieco nerwowe spojrzenie Rafaelowi – kolekcjonuje... kobiece dusze?

Och, to takie dziwne? W końcu mówimy o Ciemności, pomyślał z przekąsem Lawrence. Natychmiast poczuł na sobie spojrzenie nieśmiertelnego, tym samym skutecznie przypominając sobie o jakże cudownym zwyczaju wnikania innym w myśli, który panował w tym domu. Jedno zbierają znaczki, inni martwe kobiety...

– Może – przyznał Edward, machinalnie reagując na zasłyszane słowa. – Ale to dalej brzmi niepokojąco. Poza tym... tutaj chodzi o coś więcej, a przynajmniej tak twierdzą, tak? – dodał, przenosząc wzrok na skupiającą całą uwagę zebranych dwójkę.

– O Elenę – odezwała się cicho Esme, decydując się przejść do rzeczy.

W jej głosie dało się wyczuć niepokój, co zresztą nie było w obecnej sytuacji dziwne – nie, skoro po raz kolejny martwiła się o córkę. Choć siedziała na kanapie, niemalże kurczowo tuląc się do męża, widać było, że wszystko w niej aż rwało się do tego, żeby oswobodzić się z uścisku Carlisle'a i dopaść do Eleny. W zasadzie L. sam nie był pewien, co ją powstrzymywało – to, że wciąż nie była w stanie przyjąć do świadomości pełni powagi sytuacji, czy może obecność kręcącego się przy dziewczynie demona.

– I Światło – poprawił machinalnie Rafael. – Śmiem twierdzić, że tak powinniśmy ją nazywać. Tyle legend już się spełniła, że ta jedna również była kwestią czasu – dodał, ale po minach zebranych trudno było określić, czy choć po części podzielali jego entuzjazm.

– Elena serio ma skrzydła? – wtrącił Emmett, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać.

Dziewczyna skrzywiła się, po czym nieznacznie potrząsnęła głową.

– Mam. Uwierz na słowo – niemalże wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Zresztą nie o to chodzi. Isobel uznała, że mogę jej zagrażać, a ojciec Rafy... No... – Urwała, najwyraźniej nie będąc w stanie znaleźć odpowiednich słów, żeby dokończyć myśl.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz