Beatrycze
– Beatrycze...
Wzdrygnęła się, po czym otworzyła oczy. Na moment zamarła, dostrzegając nachyloną nad sobą postać. W pierwszym odruchu zapragnęła się odsunąć, ale już ułamek sekundy później dotarło do niej, że spoglądała wprost w lśniące, rubinowe tęczówki Lawrence'a. Przynajmniej początkowo tak było, bo prawie natychmiast oczy mężczyzny pociemniały, a on wzdrygnął się i odsunął, zachowując trochę tak, jakby było w niej coś, co go odpychało.
Ledwo powstrzymała grymas, w równym stopniu oszołomiona, co i zraniona jego zachowaniem. Natychmiast usiadła, prostując się niczym struna i dla pewności odsuwając, chociaż wciąż nie docierało do nie to, że L. mógłby chcieć zrobić jej krzywdę. Działała instynktownie, poruszając się trochę jak w transie i wciąż czując się tak, jakby trwała we śnie. W głowie miała pustkę, do pewnego stopnia wciąż pod wpływem majaków – a zwłaszcza wspomnienia trwania w ciemnościach oraz szeptu, który do tej pory dźwięczał jej w głowie.
Wzięła kilka głębszych wdechów, niemalże siłą zmuszając do tego, żeby mieć szansę się uspokoić. Spojrzała na Lawrence'a, próbując zrozumieć, dlaczego sprawiał wrażenie aż do tego stopnia wytrąconego z równowagi. Przez krótką chwilę wzajemnie mierzyli się wzrokiem, ona walcząc z pragnieniem, żeby wpaść mu w ramiona i poczuć się choć odrobinę bezpiecznie. Wiedziała, że to najgorszy z możliwych pomysłów, niezależnie od tego, czego mogłaby oczekiwać – czy to od niego, czy też siebie samej. Nerwowo napięła mięśnie, niemniej spięta, co i jej towarzysz, chociaż za żadne skarby nie potrafiła wyjaśnić skąd brało się to uczucie.
– Co...? – zaczęła i prawie natychmiast urwała, kiedy coś ścisnęło ją w gardle. Z trudem przełknęła, sfrustrowana tym, że czuła się aż do tego stopnia oszołomiona. – Lawrence, ja...
– Krwawisz – oznajmił i to wystarczyło, żeby skutecznie zamknąć kobiecie usta.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem, początkowo mając wrażenie, że mówił do niej w jakimś innym, obcym języku. Co takiego?, pomyślała, wciąż niezdolna do tego, żeby wykrztusić z siebie chociaż słowo. Czuła, że działo się coś niedobrego, a jednak...
Wypuściła powietrze ze świstem, próbując się uspokoić. Dopiero po krótkiej chwili udało jej się zapanować nad sobą na tle, by zrozumieć, co takiego do niej mówił. W pierwszym odruchu miała zamiar zaprotestować albo od razu stwierdzić, że tak naprawdę nie wie o co mu chodzi, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. W zamian z wolna uniosła dłoń, przejęta dziwnym, niepokojącym przeczuciem – myślą, która w równym stopniu wydała się Beatrycze niemożliwa, co i przerażająca.
A potem zamarła, bez trudu dostrzegając krew na palcach. Osoki nie było dużo, ale niewiele potrzebował wampir, żeby sam zapach wytrącił go z równowagi. Serce kobiety jak na zawołanie zabiło szybciej, tłukąc się w piersi tak mocno i szybko, że znów zaczęła mieć problemy ze złapaniem oddechu. Nieznacznie potrząsnęła głową, ale to oczywiście niczego nie zmieniło, skoro nadal widziała sączącą się łagodnie z rozcięcia na palcu...
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
Fiksi PenggemarBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...