Sto sześćdziesiąt siedem

17 3 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Obudziła się z bólem głowy. Przez dłuższą chwilę leżała w bezruchu, próbując zrozumieć, co tak naprawdę działo się wokół niej. Potrzebowała kilku minut, żeby uprzytomnić sobie, że leżała na czymś miękkim i że ktoś jej dotyka. Chwilę później uderzył ją słodki, znajomy zapach, a potem poczuła coś słodkiego na wargach i dosłownie zesztywniała, kiedy pojęła, że to krew.

– Cii, malutka... Pij – rzucił kojącym tonem aż nazbyt znajomy głos. Mimo wszystko nie od razu zdecydowała się dostosować do polecenia, wciąż zdezorientowana. Ostatecznie głód jednak wygrał i choć w pierwszym odruchu była gotowa wzbraniać się przed koniecznością wgryzienia się w podsunięty jej nadgarstek, ostatecznie to zrobiła. – Grzeczna dziewczyna – mruknął cicho Gabriel, wyraźnie nie mając nic przeciwko temu, żeby ją nakarmić.

Tato...?, pomyślała z wahaniem, próbując zwrócić jego uwagę przynajmniej telepatycznie, ale nie zareagował. W zamian bardziej stanowczo przygarnął ją do siebie, jednocześnie pomagając dziewczynie usiąść, by mogła wygodniej ułożyć się w jego objęciach. Westchnęła w duchu, po czym skupiła się na krwi – przyjemnie słodkiej i ciepłej, która sprawiła, że po całym jej ciele błyskawicznie rozeszło się ciepło. Czuła, że tak jak i po powrocie z Londynu Gabriel oferował jej również energię, nawet nie próbując się przed tym bronić. Nie mogła zaprzeczyć, że dzięki takiej mieszance czuła się lepiej, nawet jeśli zarazem miała wrażenie, że powinna nad sobą zapanować i nie pozwolić mu oddać za dużo.

– Nic się nie dzieje... Wiem ile mogę ci oddać – zapewnił pośpiesznie, bez trudu orientując się, czego tak naprawdę się obawiała. Miała wrażenie, że to dość naciągana teoria, bo kiedy chodziło o bezpieczeństwo najbliższych, tata zwykle pozwalał sobie na więcej niż powinien, ale nie skomentowała tego nawet słowem. – Po prostu pij, księżniczko.

Chciała skinąć głową, ale przez to, że usta wciąż przyciskała do jego nadgarstka, okazało się to problematyczne. Przynajmniej dzięki krwi poczuła się na tyle pewnie, by w miarę samodzielnie usiąść i już nie mieć wrażenia, że niewiele brakuje, żeby straciła przytomność. To wiele ułatwiało, nie tylko rozjaśniając dziewczynie w głowie, ale przede wszystkim ułatwiając przełykanie. Co prawda tata wciąż ją obejmował, najwyraźniej nie ufając jej zmysłowi równowagi na tyle, żeby poluzować uścisk, ale to w najmniejszym stopniu Joce nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – czuła się dużo bezpieczniej.

Wyczuła ruch, po chwili uświadamiając sobie, że nie tylko Gabriel przy niej siedział. Mama wyglądała na zmartwioną, co zresztą nie wydało się Joce niczym dziwny, zwłaszcza w obecnej sytuacji. Mimo wszystko Renesmee wyraźnie się rozluźniła, kiedy ich spojrzenia się spotkały i przekonała się, że sytuacja opanowana. Jocelyne z wolna wyprostowała się, w końcu chcąc odsunąć od rany, ale trzymające ją ramiona nie od razu jej na to pozwoliły, nic zresztą nie wskazywało na to, żeby tata tak po prostu planował wpuścić ją ze swoich objęć.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz