Sto dziewięćdziesiąt cztery

14 3 0
                                    

Claire

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Claire

Zamarła w bezruchu, przez krótką chwilę świadoma przede wszystkim tłukącego się w jej piersi serca. W głowie jej wirowało, to jednak było wywołane przede wszystkim nadmiarem emocji i słowami, które w końcu dano jej poznać – trzema linijkami, które teraz powracały raz po raz, dręcząc Claire bardziej niż cokolwiek innego.

– Wiesz co to było? – zapytał cicho Rufus, tym samym skutecznie zwracać na siebie uwagę córki. Nie musiała zastanawiać się nad tym, o co tak naprawdę pytał.

– Niekoniecznie coś, co właśnie... podejrzewam – przyznała z wahaniem.

Podświadomie czuła, że pobrzmiewające w jej umyśle słowa nie miały żadnego związku z tym, co działo się teraz. Wręcz przeciwnie – rozpamiętywała je, bardziej niż pewna, że związane z nimi wydarzenia dopiero miały nadejść. Co więcej, na samą myśl o tym serce chciało wyskoczyć jej z piersi ze zdenerwowania, ale to zdecydowanie nie był najlepszy moment, żeby próbować o tym myśleć.

– W porządku. – Po tonie Rufusa trudno było stwierdzić, co takiego sobie myślał. Wciąż trzymał ją za rękę, ostatecznie ujmując dziewczynę bardziej stanowczo, by bez przeszkód móc pociągnąć ją za sobą. – Chodź za mną, tak?

Skinęła głową, bynajmniej nie potrzebując ponagleń, żeby trzymać się blisko niego. Nie wyobrażała sobie, że mogłoby być inaczej, skupiona przede wszystkim na próbie dotrzymania wampirowi kroku. Nie była pewna, co właśnie się działo, ale miała złe przeczucia, zdecydowanie woląc nie ryzykować, że mogliby się rozdzielić. Nigdy nie była dobra w walce, pomijając kilka lekcji z Gabrielem, które ewentualnie mogły jej pomóc w natychmiastowej ucieczce. Wątpiła, żeby to okazało się praktyczne, zresztą nie sądziła, by była w stanie tak po prostu opuścić to miejsce, jeśli wcześniej nie upewniłaby się, że nikomu nie stała się krzywda.

Wciąż drżała niespokojnie, kiedy znaleźli się na korytarzu. Mocniej przywarła do Rufusa, wodząc wzrokiem na prawo i lewo, żeby upewnić się, czy coś przypadkiem nie czaiło się w ciemnościach. Palce machinalnie zacisnęła na ramieniu wampira i to tak mocno, że gdyby był człowiekiem, najpewniej już dawno zrobiłaby mu krzywdę, jednak w obecnej sytuacji nic nie wskazywało na to, żeby zamierzał protestować. Wyczuła, że był spięty, zresztą kiedy zmierzyła go wzrokiem, wyczuła w nim charakterystyczną zmianę, która niezmiennie od lat przyprawiała ją od dreszcze. Wampiry, zwłaszcza te polujące, zawsze miały w sobie coś niepokojącego, nie wspominając o tym, że już miała okazję zobaczyć ojca w morderczym szale. Co jak co, ale zdecydowanie nie wspominała tego dobrze.

– Coś jest w domu – wypaliła pod wpływem impulsu. – Czułam to jeszcze na zewnątrz, ale nie byłam pewna.

– Tak... Zorientowałem się – stwierdził cicho. Już wcześniej miała wrażenie, że zachowywał się dziwnie, przesadnie wręcz spięty i w nastroju dość niepokojącym, by zaczęła się martwić. Cała ta wizyta nie była normalna, łącznie z zachowaniem bliskich Marissy, ale do tej pory z uporem odpychała od siebie tę świadomość. – Wychodzimy stąd.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz