KSIĘGA VI: ŚWIATŁO
https://www.wattpad.com/story/143212920
„I've seen the horror, I've seen the wonders
happening just in front of my eyes
Will I ever, will I never
free myself by making it right?"
Within Temptation; „Jillian"
Beatrycze
To było jak sen – odległe, subtelne i jakby nierzeczywiste. Czuła to całą sobą, chłonąc otaczającą ją ciszę i mając przy tym wrażenie, że po raz kolejny śni. Przez moment była gotowa przysiąc, że tak jest w istocie albo że rzeczywistość i jawa jakimś cudem wymieszały się ze sobą, przez co sama nie była już pewna do którego świata tak naprawdę przynależała. Miała wrażenie, że już kiedyś tego doświadczyła, chociaż w nieco bardziej zdecydowanej, przerażającej formie – zawieszona w pustce, mogąca obserwować, ale bez wpływu na to, co działo się wokół niej. Było coś takiego w tym stanie, co niezmiennie ją niepokoiło, wzbudzając najgorsze możliwe emocje, łącznie z przysłaniającym wszystko inne przerażenie.
Nie miała pewności, co tak naprawdę powinna o tym sądzić.
Może to było tak, jak z telepatią – wytwór umysłu, który dzięki mocy można kontrolować. Ona tego nie potrafiła, ale dobrze pamiętała, co takiego pokazywał jej Cammy. On był miły, poza tym jako jedyny nie próbował na nią naciskać, pozwalając żeby była sobą. Podobało jej się to, tak jak i to, że pozostawał kimś, kto aż za dobrze rozumiał świat i znaczenie snów, sprawiając, że nawet w nicości czuła się bezpieczna – i że nie czuła się tak, jakby całkiem postradała zmysły, nawet jeśli w rzeczywistości tak było. Tym razem go nie było, a Beatrycze mogła tylko zgadywać, co takiego działo się z nim i Leą, odkąd zdecydowała się od nich uciec.
Czy się martwili...? Och, Cameron na pewno. W przypadku dziewczyny nie mogła mieć pewności, chociaż jakaś jej cząstka podpowiadała, że to dość prawdopodobne – i to pomimo tego, że sama zainteresowana zdecydowanie byłaby skłonna się do tego przyznać. Jakkolwiek by jednak nie było, nie mogła zaprzeczyć, że lubiła Leę, nawet kiedy ta zachowywała się w nieco złośliwy, mniej przystępny sposób.
Pomagali jej, a jednak gdy przyszło co do czego, zostawiła ich samych sobie, zapewniając ni mniej, ni więcej, ale zmartwienia. Już wcześniej postąpiła w ten sposób, zostawiając ich wszystkich – jej rodzinę, chociaż to słowo wciąż wydawało się Beatrycze bardzo abstrakcyjne...
Zostawiła Jego.
Nie, to nie tak. On jako pierwszy ją zostawił, na dodatek wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowała. Po prostu zniknął, pozostawiając ją samą i pełną wątpliwości. Kolejny raz zachowywał się jak egoista, choć przecież wiedziała, że jego decyzje tak czy inaczej sprowadzały się do próby chronienia jej – może i w nieudolny sposób, ale...
Wzięła kilka głębszych wdechów, czując, że jej serce gwałtownie przyśpiesza biegu. Z jakiegoś powodu nie potrafiła mieć do niego pretensji, mimowolnie myśląc o tym, czy w ogóle wiedział już, że zniknęła. Wiedziała, że będzie rozczarowany – może nawet zły, chociaż jego gniew nigdy nie został wymierzony w nią. On był jej opiekunem, gwarancją bezpieczeństwa i kimś, do kogo mogła się przytulic, kiedy się bała albo zaczynała mieć wątpliwości. I jeśli miała być ze sobą szczera, tęskniła za nim, do pewnego stopnia dręczona wyrzutami sumienia na myśl o tym, że w jakikolwiek sposób mogłaby go zranić. Nie zasłużył sobie na to, zresztą Beatrycze wiedziała, że tylko przy niej tak naprawę zmieniał się i to na lepsze. Jasno sugerował, że była jego człowieczeństwem – jedyną osobą, która pozwalała mu być sobą i...
A teraz go zostawiła.
Bezwiednie zacisnęła dłonie w pieści, rozeźlona tym, że mogłaby po raz kolejny o tym myśleć. Przecież oboje wiedzieli, dlaczego to zrobiła. Gdyby na każdym kroku jej nie zatrzymywał i nie próbował doszukiwać się w niej kogoś, kim przecież nie była, wtedy wszystko stałoby się o wiele prostsze. Tak wiele razy z nim rozmawiała, prosiła – pod koniec wręcz błagała – chcąc żeby jej zaufał i powiedział prawdę... Bezskutecznie, zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy zaczął próbować z takim uporem otoczyć ją opieką. Wiedziała, że może być zagrożona, zwłaszcza jako kruchy, bezbronny człowiek, ale czy to oznaczało, że powinien traktować ją jak dziecko?
Cammy i Leah tego nie robili. Przyjechali z nią aż tutaj, pozwalając żeby podejmowała decyzje, ale kiedy przyszło co do czego...
Ich też zostawiłam.
Z tym, że nie miała wyboru, a przeznaczenie samo przywiodło ją aż do tego miejsca.
Od samego początku czuła, że w tym miejscu mogła pojawić się tylko i wyłącznie w pojedynkę – tylko tak, jakby w ten sposób mogła odnaleźć samą siebie. Pragnęła tego całą sobą, odkąd po raz pierwszy odkryła, że potrafi śnić. Ten dom ją wzywał, bezustannie nawołując, aż poczuła, że ma serdecznie dość czekania, niezależnie od konsekwencji musząc mu odpowiedzieć. Robiła to teraz, stojąc na okazałym, pogrążonym w ciszy trawniku i bezmyślnie wpatrując się w górującą nad nią budowlę. Była prawdziwa, równie stara i piękna, co w jej snach, a może nawet bardziej. Czuła, że powinna ruszyć się z miejsca i jak najszybciej wejść do środka, byleby nie tracić dłużej czasu i nabrać pewności, że to nie jest kolejny senny majak.
Cokolwiek znajdowało się w środku, potrzebowało jej.
Ona tego potrzebowała.
Zawahała się, nie po raz pierwszy w ostatnim czasie. Podekscytowanie rosło z każdą kolejną sekundą, nie pozwalając kobiecie ruszyć się chociażby o krok. Czuła się jak sparaliżowana, mimowolnie zaczynając drżeć, chociaż sama nie miała pewności, co tak naprawdę to spowodowało – chłód nocnego powietrza, czy może nadmiar kumulujących się w jej wnętrzu emocji. Wielokrotnie zastanawiała się nad tym, co zrobiłaby, gdyby w końcu dotarła do tego miejsca, ale kiedy przyszło co do czego, w oszołomieniu odkryła, że tak naprawdę nie jest w stanie zrobić niczego, zbytnio obawiając się tego, co mogłoby się wydarzyć, kiedy w końcu zdecyduje się przekroczyć próg.
Co poczułaby, gdyby to dziwne uczucie zniknęło? Gdyby po tym wszystkim odkryła, że tak naprawdę nic tutaj nie ma, a ona przez te wszystkie tygodnie traciła czas? Jak miałaby oswoić się z myślą, że zraniła tyle osób tylko i wyłącznie po to, żeby po wszystkim rozczarować się w najbardziej bolesny sposób, jaki tylko mogła sobie wyobrazić?
Czego ja tak naprawdę tutaj szukam...?, pomyślała, w końcu decydując się zadać samej sobie pytanie, które dręczyło ją niemalże od samego początku. Problem polegał na tym, że dotychczas nie miała odwagi – teraz zaś nie była w stanie znaleźć żadnej satysfakcjonującej odpowiedzi.
Po co było to wszystko, jeśli po tylu staraniach, koszmarach i czasie spędzonym na poszukiwania, nadal nie potrafiła zrozumieć?
Dosyć!, nakazała sobie stanowczo. Chociaż nie sądziła, że to okaże się wystarczające, mimo wszystko poczuła się spokojniejsza. W zamyśleniu skinęła głową i przymknąwszy oczy, bardzo ostrożnie zrobiła pierwszy krok naprzód – a potem kolejny i jeszcze jeden, nie chcąc dać sobie czasu na czekanie, w obawie przed tym, że kiedy przyjdzie co do czego, ostatecznie się rozmyśli. Musiała zaryzykować i przynajmniej spróbować poszukać odpowiedzi, niezależnie od tego, z czym miałoby się to wszystko wiązać. Skoro zaszła aż tak daleko, wycofanie się tym bardziej nie wchodziło w grę.
Nie teraz, kiedy...
– Beatrycze...
Zamarła wpół kroku, bez trudu rozpoznając ten głos – cichy, ale znajomy szept, który rozległ się tuż za jej plecami.
Poruszając się trochę jak w transie, powoli się odwróciła.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanficBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...