Rufus
Wiedział, że coś jest nie tak. To było oczywiste właściwie od chwili, w której nabrał pewności, że Renesmee dosłownie przelewała mu się w rękach, niezdolna samodzielnie utrzymać się w pionie. Co prawda to nie był pierwszy raz, kiedy zachowywała się w taki sposób, ale zwykle istniała jakaś konkretna przyczyna. Kiedyś była w ciąży, więc taka nieporadność mimo wszystko pozostawała czymś, co Rufus mógłby zrozumieć, ale nie tym razem. Widział dość, żeby nabrać pewności, że wydarzyło się coś niedobrego, ale...
Cholera, za każdym razem. Nie miał pojęcia, dlaczego to zawsze jemu dopisywał aż taki pech, ale w gruncie rzeczy było mu wszystko jedno. W tamtej chwili nie pierwszy raz koncentrował się przede wszystkim na myśli o tym, że powinien działać szybko, w gruncie rzeczy nie zastanawiając się ani nad konsekwencjami, ani tym bardziej sensem tego, co i dlaczego zamierzał zrobić.
Zesztywniała, kiedy tak po prostu wgryzł się w jej szyję. Nie od razu spróbowała oswobodzić się z jego objęć, co może powinno go zmartwić, ale w tamtej chwili było Rufusowi jak najbardziej za rękę. Ostatnim, czego potrzebował, było to, żeby kolejny raz zmuszając ją do tego, by dała sobie pomóc. Co prawda mógłby spróbować się wytłumaczyć, ale nie sądził, by w obecnej sytuacji zrozumiała, co i dlaczego chciał zrobić, zresztą nie mieli na to czasu. Zwłaszcza kiedy jego kły przebiły skórę na szyi dziewczyny, nabrał pewności, że w jej krwi znajdowało się coś niedobrego – swego rodzaju gorycz, która zaniepokoiła go od pierwszej chwili, sprawiając, że zapragnął zrobić... właściwie cokolwiek. Teraz tym bardziej musiał się pośpieszyć, chociaż zarazem nie miał pewności, czy uda mu się zdziałać cokolwiek w tym miejscu.
Ktokolwiek ją zaatakował, musiał być uzdolniony. To mogłoby być nawet fascynujące, gdyby nie sytuacja, a już zwłaszcza to, że toksyna w krwi dziewczyny z pewnością miała okazać się niebezpieczna. Nie wiedział, co to jest, pewny co najwyżej tego, że jemu samemu krew Nessie nie miała zaszkodzić. Nie miał pojęcia skąd brało się to przekonanie, ale to w gruncie rzeczy nie było istotne. W tamtej chwili zależało mu przede wszystkim na pozbyciu się tego, co jej szkodziło, chociaż nie miał pewności, czy to w ogóle okaże się możliwe. Nie martwiło go nawet to, że mógłby się zapędzić, bo krew Renesmee smakował inaczej, niejako go odrzucając, dzięki czemu nie musiał martwić się, że przypadkiem zrobi jej krzywdę. Problem polegał na tym, że istniała granica, której nie mógł przekroczyć i to zwłaszcza w samym środku Seattle, nie mając możliwości, żeby kontrolować to, jak wiele osoki straciła. Gdyby wziął za dużo...
A potem usłyszał gniewne, ostrzegawcze warknięcie i przekonał się, że to wcale nie wytrzymałość obejmowanej przez niego pół–wampirzycy była największym problemem.
– Całkiem już oszalałeś?!
Nawet gdyby miał cierpliwość, żeby z czegokolwiek się tłumaczyć, to i tak nie miał po temu okazji. Mógł spodziewać się, że Gabriel jak zwykle okaże się równie porywczy, co i mało subtelny, a tym bardziej spróbuje go zaatakować. Wampir zaklął, zwłaszcza kiedy coś dosłownie odrzuciło go od Renesmee – telepatia, do której przyzwyczaiła go Layla, a która w wielu przypadkach potrafiła być równie praktyczna, co i uciążliwa. W tamtej chwili Rufus uznawał ją przede wszystkim za przeszkodę, rozjuszony tym bardziej, że moc zapewniała Gabrielowi przynajmniej częściową przewag. Jak zwykle wszystko było nie tak, jak trzeba, a jakby tego było mało...
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
Fiksi PenggemarBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...