Jocelyne
Potrząsnęła głową, nie będąc w stanie tak po prostu uwierzyć w wypowiedziane słowa. Nic jej nie będzie? Dobre sobie! Mógł mówić różne rzeczy, ale to nie on musiał mierzyć się z czymś, co z powodzeniem mogłoby doprowadzić ją do szaleństwa. Już teraz miała poczucie, że balansuje gdzieś na krawędzi, w każdej chwili mogąc jednak postradać zmysły. Co więcej, bała się i nie zamierzała tego ukrywać, tym bardziej, że miała dość powodów, żeby odczuwać strach. Co innego zresztą miało jej towarzyszyć w sytuacji, w której ich słyszała – wszystkich, co prawda wciąż nieświadomych tego, że mogłaby być obok, ale jednak.
Zamknęła oczy, przez kilka następnych sekund zdolna koncentrować się wyłącznie na spazmatycznym chwytaniu oddechu. Czy to nie Rosa wspomniała coś na temat tego, że tacy jak ona potrafili rozróżnić nekromantów po specyficznym rodzaju aury? Tak bez wątpienia było, wiec musiała liczyć się z tym, że w każdej chwili zostanie zauważona. Zdecydowanie nie była na to gotowa, nie wspominając o tym, że nie rozumiała, co takiego kierowało Lawrence'm. Nie miała pojęcia, co zadecydowało o tym, że ją tutaj zabrał i...
– Dlaczego? – wyrwało jej się. – To miejsce...
Wampir westchnął, po czym potrząsnął głową.
– Nie miałem lepszego pomysłu – przyznał i zawahał się na moment. – Powiedziałaś, że jej nie widzisz i od tamtej pory to nie daje mi spokoju. Teraz na dodatek powtarzasz, że coś jest nie tak...
– I co z tego?! – nie wytrzymała, coraz bardziej zniecierpliwiona.
Wszystko w niej aż rwało się do tego, żeby uciekać, niezależnie od możliwych konsekwencji. Gdyby wciąż nie trzymał jej za ramiona, pewnie już dawno by się wyrwała, gotowa choćby błąkać się po okolicy, jeśli to okazałoby się jednym sposobem, żeby znaleźć się w bezpiecznej odległości od tego miejsca. Czuła, że serce rozpaczliwie trzepocze jej się w piersi, uderzając tak szybko i mocno, że ledwo była w stanie złapać oddech, nie wspominając o wrażeniu, że nieszczęsny narząd za chwilę spróbuje wyrwać się na zewnątrz i gdzieś uciec. Próbowała się uspokoić, ale nie potrafiła, zbytnio podenerwowana, by tak po prostu sobie na to pozwolić.
– Czytałem o takich jak ty, Jocelyne – usłyszała i coś w tych słowach sprawiło, że zapragnęła roześmiać się histerycznie. Niby wiedziała, że od samego początku chodziło mu wyłącznie o zdolności, którymi dysponowała, ale i tak... – Widzisz ich, słyszysz... A teraz Beatrycze do ciebie nie przychodzi, chociaż wcześniej to robiła. Dlaczego?
– Nie mam pojęcia – przyznała zgodnie z prawdą. – Nie wiem, ale ja naprawdę...
Nie pozwolił jej dokończyć.
– Nic innego nie przychodzi mi do głowy – oznajmił z naciskiem. – Chcę sprawdzić to jedno miejsce, bo... Tutaj ma grób, tak? Jeśli już miałbym szukać ducha, to chyba tam, gdzie... kiedyś było ciało – dodał z naciskiem, a ona poczuła, że robi jej się niedobrze.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanficBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...