Renesmee
– Ładnie tutaj.
Zaśmiałam się nieco nerwowo, nie mogąc się powstrzymać. Czułam się co najmniej dziwnie z tym, że Emmett mógłby chodzić za mną krok w krok, ale nie byłam w stanie tak po prostu go odesłać. W zasadzie nawet sama nie byłam pewna, co przekonywało mnie do trwania w takim stanie rzeczy bardziej – entuzjazm wujka czy może świadomość, że ani Gabriel, ani tata nie byliby zadowoleni, gdybym została sama.
– Też tak sądzę – przyznałam, uśmiechając się blado. – Chociaż dla ciebie to pewnie nic takiego. Ile uczelni już widzieliście, co? – zapytałam, spoglądając na niego z zaciekawieniem.
Kolejną z zalet Emmett'a było to, że z łatwością mogłam zacząć jakikolwiek temat, mając przy tym nadzieję, że to wystarczy, żebym choć na chwilę zapomniała o faktycznych problemach. Próbowałam wmówić samej sobie, że przejmuję się absolutnie bez powodu, ale to wcale nie było takiego proste, jak mogłabym tego oczekiwać. Już nawet nie chodziło o ostatnie wydarzenia, ale o Laylę – a więc dziewczynę, która była dla mnie jak siostra i za którą sama skoczyłabym w ogień, gdyby zaszła taka potrzeba. Co prawda podejrzewałam, że przejmuję się bez powodu, a po powrocie do domu sama przekonam się, że wampirzyca miała się dobrze, ale do tego czasu nie byłam w stanie tak po prostu wyrzucić z głowy myśli o tym, że mogłoby spotkać ją coś złego.
– Wiesz, to zależy... W większości przypadków moja przygoda z systemem edukacji kończyła się na liceum – stwierdził z rozbrajającą wręcz szczerością Emmett, posyłając mi uśmiech. – Zrozumiałabyś to, gdybyś kilkanaście razy z rzędu przerabiała klasę maturalną. Za którymś razem ma się dość wszystkiego.
– I dlatego Alice ma teraz dziwne pomysły? – Spojrzałam na niego z zaciekawieniem, mimo wszystko chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.
– Już ci się pochwaliła? – mruknął, a ja wzruszyłam ramionami.
– Uważa, że będę w stanie jej pomóc, skoro kiedyś pracowałam na Michaela – przyznałam, po czym zawahałam się na moment. Nie, zdecydowanie nie czułam się ekspertem w jakiejkolwiek dziedzinie, wiążącej się z prowadzeniem lokalu pokroju kawiarni, chyba że chciałaby ze mną porozmawiać na temat zastosowania ściereczek do przecierania blatów. – Ale klub to nie kawiarnia. Chociaż sam pomysł jest... interesujący – dodałam, aż nazbyt dobrze zdając sobie sprawę z tego, że to słowo nawet po części nie oddawało tego, co faktycznie o planach ciotki myślałam.
– Dla Alice na pewno – stwierdził z przekonaniem Emmett, nie tracąc entuzjazmu. – Ale, hej! Mnie to się nawet podoba. Wiesz, zwłaszcza w Seattle aż tak nie zwracamy na siebie uwagi, a gdyby pozwolić sobie na coś więcej... Po jakimś czasie zarabianie pieniędzy na giełdzie, robi się nudne – przyznał, ale w odpowiedzi na jego słowa jedynie wywróciłam oczami.
– To Alice zarabiała – przypomniałam mu usłużnie. – Swoimi wizjami, ale jednak gdyby nie ona, to nie byłoby takie proste.
Cóż, być może do pewnego stopnia była to dość naciągana teoria, ale nie chciałam się nad tym zastanawiać. Byłam przyzwyczajona, że pomimo całych dekad wampirzego życia, które zapewniły moim bliskim dość pieniędzy, byśmy nie musieli przejmować się tą kwestią, zwłaszcza moi wujkowie i ciotki wciąż szukali sposobu, żeby biernie nie siedzieć w domu. Tak czy inaczej, nie byłam szczególnie zaskoczona zapałem Alice, choć pomysł z klubem okazał się na tyle nowy, że początkowo miałam wątpliwości. Z drugiej strony, odkąd prócz mniej pojawiło się więcej osób, przez które dar wampirzycy zaczął szwankować, niczym dziwnym wydawało się, że dziewczyna szukała innego sposobu, żeby się przydać.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanfictionBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...