Beatrycze
Instynktownie napięła mięśnie, ledwo powstrzymując od natychmiastowym odsunięciem. Wyczuła, że trzymana przez nią dziewczyna drgnęła niespokojnie, przez krótką chwilę wyglądając na chętną, żeby się wycofać, choć ostatecznie tego nie zrobiła. Do głowy przyszło jej, że być może popełniła błąd, decydując się zareagować, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie taką możliwość. Nawet jeśli, nie żałowała, zresztą nie byłaby w stanie postąpić inaczej – nie, jeśli tuż obok niej miejsce miałyby takie rzeczy. Co więcej, sama obecność tego mężczyzny i uśmiech, który pojawił się na jego ustach, jeszcze o niczym nie świadczyły, chociaż z drugiej strony...
– Chodźmy – rzuciła nieco spiętym tonem, próbując sprawiać wrażenie o wiele pewniejszej, niż w rzeczywistości. Podejrzewała, że szło jej to marnie, ale chciała przynajmniej zachować pozory. Problem polegał na tym, że to wcale nie miało być takie proste, o czym przekonała się zwłaszcza z chwilą, w której mężczyzna zastąpił im drogę. – Przepraszam – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Ależ ja się nie gniewam, laleczko – zapewnił, po czym podejrzliwie zmrużył oczy, spoglądając na Beatrycze. Zarumieniła się, kiedy zrozumiała, że wpatrywał się ni mniej, ni więcej, ale w jej dekolt... Albo raczej w ulokowany pomiędzy piersiami naszyjnik, świadczący o ochronie ze strony Dworu. – Ach... Kolejna Licavoli czy cholera wie kto jeszcze? – skrzywił się, momentalnie tracąc nastrój.
Nie odpowiedziała, woląc nie zastanawiać się nad tym, co musiał oznaczać wyraz jego twarzy. W zamian zacisnęła usta i – wciąż siląc się na obojętność – spróbowała przecisnąć się tuż obok blokującego drogę mężczyzny. Chwycił ją za ramię, zdecydowanie niedelikatnie, zmuszając do zatrzymania się. Wciąż tkwiąca u jej boku dziewczyna jęknęła i poruszyła się niespokojnie, przez krótką chwilę próbując się oswobodzić.
– Hej! – obruszyła się.
Jedynie spojrzał na nią w niepokojący, zdecydowanie nie świadczący niczego dobrego sposób. W tamtej chwili zapragnęła jak najszybciej się wycofać, to jednak okazało się problematyczne – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
– Dlaczego? Ja tylko...
– Puścisz je sam, czy mam ci w tym pomóc? – wtrącił nowy głos i coś w tonie, którym zostały wypowiedziane te słowa, z miejsca przyprawiło Beatrycze o dreszcze.
W pośpiechu przeniosła wzrok na Lawrence'a, przez krótką chwilę mając wrażenie, że tak naprawdę widziała go po raz pierwszy. Właściwie nie zarejestrowała momentu, w którym zmaterializował się u jej boku, niebezpiecznie zbliżając do jej niechcianego rozmówcy. Z poważnych wyrazem twarzy i przenikliwym spojrzeniem rubinowych tęczówek skutecznie wzbudzał niepokój, choć i to nie oddawało w pełni emocji, które z miejsca zaczęły nią targać. Nie sądziła, że mogłaby zacząć obawiać się akurat jego – nie w przypadku, kiedy gniew nie był skierowany przeciwko niej – a jednak wszystko wskazywało, że pod tym jednym względem jak najbardziej się myliła.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanficBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...