Jocelyne
Miasto sprawiało wrażenie cichego i opustoszałego, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Trzymała się blisko Claire, kurczowo ściskając kuzynkę za rękę, chociaż podświadomie czuła, że gdyby przyszło co do czego, dziewczyna okazałaby się równie narażona na atak, co i ona sama. Tak naprawdę obie mogły liczyć na ochronę ze strony Rufusa, ale tymczasowo nic nie wskazywało na to, żeby okazało się to konieczne. Demonica i Elena zniknęły, a Joce nie była w stanie wyczuć obecności nikogo, kogo mogłaby uznać za potencjalnego wroga. Cóż, co jak co, ale te istoty wpływały na nią w stopniu wystarczającym, by była w stanie określić, kiedy się pojawiały. Teraz czuła wyłącznie pustkę i chłód, a skoro tak, mogła chyba założyć, że wszystko było w porządku.
Chłód nie opuszczał jej nawet na moment, sprawiając, że raz po raz wzdrygała się, żałując tego, że nie mogli tak po prostu zostać w hotelu. Nie miała pewności, co tak naprawdę się działo, ale podejrzewała, że to nic dobrego. Reakcja wujka, który wyglądał na chętnego, żeby coś rozwalić i przez większość czasu po prostu milczał, również niczego nie ułatwiała, wzbudzając w Jocelyne coraz więcej wątpliwości. Przynajmniej nie czuła się aż tak źle jak po przebudzeniu, zbytnio podenerwowana i pobudzona, żeby zwracać uwagę na niedogodności. Miała złe przeczucia i to również nie wróżyło dobrze, chociaż za wszelką cenę usiłowała ignorować narastające w jej wnętrzu emocje. Nic się nie dzieje..., powtarzała niczym mantrę, ale to było jak oszukiwanie samej siebie – na dłuższą metę pozbawione jakiegokolwiek sensu.
Od samego początku wiedziała, że z tym miejscem i nadchodzącym balem, coś będzie nie tak. Wszyscy zdawali sobie z tego sprawę, ale żadne z nich nie potrafiło określić, w czym tak naprawdę leżał problem i czego powinni się obawiać. Teraz nic nie stało się jasne, może pomijając to, że w okolicy znajdowały się demony, a Elena gdzieś zniknęła – i to akurat teraz, kiedy to nad nią wisiała groźba ewentualnej śmierci. Jasne, wizje Isabeau sprawdzały się zawsze, ale mimo wszystko nie wiedzieli w jaki sposób interpretować widzenie wampirzycy. To sprawiało, że tym bardziej martwiła się o kuzynkę, czego raczej nie dało się powiedzieć o Rufusie, któremu przejmowanie się upartą, irytującą go dziewczyną zdecydowanie nie było na rękę.
Do tego wszystkiego czuła, że chodzi o coś więcej. W pamięci majaczyły jej resztki snu – te szepty, a zwłaszcza jeden głos, mówiący tak niepokojące rzeczy na temat Eleny. Biorąc pod uwagę go, co wydarzyło się chwilę później...
W powietrzu wyczuwała coś niedobrego, bardziej intensywnie niż kiedykolwiek wcześniej. To od samego początku wisiało nie tyle nad miastem, co nad tym miejscem i nimi wszystkimi, ale dopiero teraz zaczynała być tego naprawdę świadoma. I bała się, sama już niepewna tego, dlaczego drży – przez nadmiar emocji czy może panujący na zewnątrz ziąb.
– Hej... – Claire bardziej stanowczo przygarnęła ją do siebie, kiedy Joce potknęła się o własne nogi, jedynie cudem nie lądując na bruku. – Ostrożnie... Wszystko w porządku?
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
Hayran KurguBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...