Melanie
Odskoczyła, chociaż waląca się ściana nie mogła zrobić jej krzywdy. Mniej więcej wtedy coś w niej pękło i – nerwowo napinając przy tym mięśnie – w pośpiechu przemknęła przez całe pomieszczenie, materializując się w bezpiecznej odległości od źródła huku. Zmrużyła oczy, przez chmurę pyłu próbując dostrzec cokolwiek, co pozwoliłoby jej stwierdzić, czego tak naprawdę powinna się spodziewać. Jakaś jej cząstka z miejsca zapragnęła rzucić się do ucieczki, ale Memlanie czuła się zbyt oszołomiona, by zdobyć się na jakąkolwiek sensowną reakcję.
– Mel!
Aż wzdrygnęła się, kiedy usłyszała znajomy głos. Gdyby była człowiekiem, w tamtej chwili serce zabiłoby jej szybciej – i to zarazem ze zdenerwowania, jak i swego rodzaju ulgi. Jason! Przyszedł po nią, na dodatek w sposób na tyle niekonwencjonalny i widowiskowy, że już nie miała wątpliwości co do tego, że mu na niej zależało. Nie rozumiała, dlaczego w ostatnim czasie w ogóle zaczęła w to wątpi, ale to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia. Teraz tutaj był i tylko to się liczyło.
Jesteś pewna?, usłyszała i to wystarczyło, żeby jednak zaczęła się wahać. Isabeau kolejny raz odezwała się w jej umyśle, skutecznie szokując wampirzycę nawet pomimo tego, że ta doskonale zdawała sobie sprawę ze zdolności, którymi dysponowała nieśmiertelna. Chciała coś z tym zrobić, ale to wydawało się równie bezsensowne, co i próba ucieczki przed samą sobą, tym bardziej, że wampirzyca pozostawała poza zasięgiem jej wzroku, przez co Melanie nie miała szansy powstrzymać nieśmiertelnej przed mieszaniem w głowie. Teraz mogła co najwyżej uciekać, ale...To jest to, czego jednak chcesz? Uciekać, zamiast...
Dość!, niemalże zażądała, w ułamku sekundy tracąc cierpliwość.
Nie chciała tego słuchać, a tym bardziej dać sobą manipulować. Coś w gniewnie, który dosłownie ją wypełnił, łagodnie narastając, skutecznie zmusiło Melanie do działania. Natychmiast dosłownie rzuciła się przed siebie, dłużej nie będąc w stanie ustać w miejscu. Błyskawicznie przemknęła przez salę, nie chcąc zastanawiać nad tym, czy ktoś przypadkiem nie spróbuje jej zatrzymać. Nie widziała Petera ani Marcy, ale żadne z nich nie miało dla niej znaczenia, przynajmniej w tamtej chwili. Koncentrowała się wyłącznie na Jasonie, świadoma tylko i wyłącznie miejsca, w którym wampir się znajdował. Była zdeterminowana, żeby do niego dotrzeć, kiedy zaś jakimś cudem zdołała tego dokonać, a chłodne palce zacisnęły się wokół jej nadgarstka, poczuła niewysłowioną wręcz ulgę.
– Chodź! – usłyszała tuż przy uchu i to wystarczyło, żeby jednak podjęła decyzję.
Bez wahania ruszyła za wampirem, pozwalając żeby wyciągnął ją przez dziurę, którą zrobił w ścianie. Jej samej nie przyszło do głowy, by postąpić w ten sposób, nie tyle z obawy przed tym, że dach budynku mógłby zwalić się im wszystkim na głowy – w końcu jako wampirzycy, było jej naprawdę wszystko jedno, czy przypadkiem nie zostanie zraniona. Cóż, nie mogła być. Nie zmieniło to jednak faktu, że pojawienie się tamtej dwójki skutecznie wytrąciło Melanie z równowagi, podsycając odczuwane przez kobietę przerażenie. Kiedy zaś później usłyszała słowa Isabeau, która w równym stopniu wydawała się chętna ją zabić, co i udzielić schronienia w zamian za informację... Naprawdę mogła tego dokonać? Mel nie miała pojęcia, ale nie chciała się nad tym zastanawiać. Nie chciała czuć wątpliwości i mieć wrażenia, że być może właśnie popełniała błąd, rezygnując z jedynego rozwiązania, które było właściwe dla niej i Jasona. Nie mogła sobie na to pozwolić, bo wtedy ostatecznie by oszalała, wręcz przytłoczona świadomością tego, że żadne z nich nie miało nic do powiedzenia, zdane na kolejnych nieśmiertelnych, których spotykali na swojej drodze, a także ich ewentualną łaskę i niełaskę.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanfictionBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...