Beatrycze
To nie miało sensu. Próbowała zrozumieć dokąd to wszystko zmierza, ale nie była w stanie, zbyt oszołomiona sytuacją, by choćby próbować. Niespokojnie wodziła wzrokiem dookoła, spoglądając na obecnych, ale na żadnym z nich nie będąc w stanie się skoncentrować. Próbowała zrozumieć, ale to było tak, jakby Lawrence nagle zaczął przemawiać w jakimś innym języku. W efekcie choć dobrze wiedziała, co takiego powiedział, nie potrafiła ot tak przyjąć tego do wiadomości.
Rafael milczał, ale nie poczuła się z tego powodu źle. Wręcz przeciwnie – nie miała nic przeciwko, zbytnio obawiając się tego, jak mógłby zareagować na wybuch Lawrence'a. Mocniej chwyciła wampira za ramię, przez krótką chwilę mając ochotę poprosić go o powrót do samochodu, a później udanie się... w zasadzie gdziekolwiek. Musiała się uspokoić, zdecydowanie nie chcąc być świadkiem jak mężczyzna się denerwuje, rzucając na wszystkich wokół. Dawno nie widziała go aż do tego stopnia wytrąconego z równowagi, być może nawet bardziej niż wtedy, gdy dowiedział się, co takiego spotkało ją w drodze do La Push. W gruncie rzeczy miała wrażenie, że L. był na dobrej drodze do tego, żeby zapragnąć kogoś zabić, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
I jeszcze te słowa... Wiedział, co się dzieje, najpewniej rozumiejąc o wiele więcej od niej – i to zarówno na temat tego snu, jak i...
– Hm... Nie zapędzasz się odrobinę? – Głos Rafaela skutecznie sprowadził Beatrycze na ziemię. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zorientować się, że demon zwracał się do Lawrence'a. – Pomijając roszczeniowy ton, który najwyraźniej jest u was rodzinny – podjął ze względnym spokojem, uśmiechając się nieco cynicznie – to nie sądzę, żebym był zobowiązany cokolwiek ci tłumaczyć.
– Twój ojciec poluje na Beatrycze, a jednak ty najbardziej przejmujesz się roszczeniowym tonem?! – zniecierpliwił się Lawrence.
Rafael wywrócił oczami.
– Owszem, bo z mojej perspektywy nie ma żadnego problemu – stwierdził pozbawionym choćby cienia zdenerwowania tonem. Zaraz po tym spoważniał, ostatecznie decydując się odezwać ponownie: – Wydawało mi się, że już dawno ustaliliśmy, że moje intencje są oczywiste. Jest jedna osoba dla której jestem skłonny się poświęcać – dodał w niemalże łagodny sposób. – A zresztą...
– Co takiego? – Mogła przewidzieć, że Lawrence tak po prostu nie odpuści, wyraźnie nie zamierzając dać za wygraną. – Są z Eleną takie same, to raz. Dwa, jeśli nie do ciebie, to do kogo, do jasnej cholery, powinienem przyjść z tą sprawą i...?
– Dość!
Beatrycze drgnęła, mimo wszystko zaskoczona tym, że akurat Carlisle zdecydował się podnieść głos. Spojrzała na niego bezradnie, sama niepewna w jaki sposób się zachować. Jeśli miała być ze sobą szczera, miała ochotę wejść pomiędzy Lawrence'a i Rafaela, by powstrzymać ich przed zrobieniem czegoś głupiego, chociaż czuła, że to nie było najlepszym pomysłem – najdelikatniej rzecz ujmując. Mogła tylko zgadywać, czego powinna spodziewać się po tej dwójce, tym bardziej że nawet nie była pewna jak daleko mógł posunąć się demon. Mimo wszystko czuła się przy nim co najmniej źle, mogąc co najwyżej spróbować zaufać temu, że nie miał powodu, żeby kogokolwiek skrzywdzić.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanficBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...