Jocelyne
Rosa podeszła bliżej, chociaż z perspektywy Jocelyne wyglądało to raczej tak, jakby unosiła się w powietrzu. Jej ruchy jak zwykle były delikatne i pełne gracji, to jednak nie dziwiło w przypadku istoty, którą w gruncie rzeczy można było określić mianem eterycznej.
– Przyszłaś... – wyrwało się Joce, a dziewczyna posłała jej nieco zmęczony uśmiech.
– Dallas nie dał mi wyboru – stwierdziła, wymownie wywracając oczami. – Źle to zabrzmiało. To nie tak, że nie chciałam się z tobą zobaczyć, tylko... – dodała po chwili wahania.
– Tylko to zły moment – domyśliła się.
Rosa z wolna skinęła głową, milcząca i wyraźnie spięta. Joce i bez pytania wyczuła, że dziewczyna nie była zachwycona koniecznością przebywania w towarzystwie Rufusa, zwłaszcza po tym, jak wyglądało to ostatnim razem. To sprawiło, że nie po raz kolejny zaczęła zastanawiać się, co było z relacjami tej dwójki nie tak, ale ostatecznie zdecydowała się powstrzymać przed jakimikolwiek pytaniami. I tak nie chcieli jej powiedzieć, a wujek dodatkowo nie wahałby się przed tym, żeby znowu zachować się w nieco bardziej gwałtowny sposób, gdyby tylko dzięki temu nabrał pewności, że będzie mógł uniknąć odpowiedzi.
– Co znowu? – usłyszała zniecierpliwiony głos wampira.
Westchnęła, aż nazbyt świadoma tego, jak jej rozmowy z duchami musiały wyglądać dla postronnych obserwatorów. Sama byłaby poirytowana, będąc w stanie usłyszeć tylko część konwersacji, nie wspominając o dziwnym uczuciu, które wiązało się z obecnością dwóch dodatkowych osób, które jednak pozostawały niewidzialne. Już i tak czuła się lepiej z tym, że rodzina nie patrzyła na nią tak, jakby postradała zmysły, ale mimo wszystko...
– Rosa tutaj jest – wyjaśniła z niewinnym uśmiechem. – Uważa, że możesz nas zostawić, bo Dallas da sobie radę.
– Zostawić was z duchem – powtórzył z niedowierzaniem, puszczając uwagę na temat dziewczyny mimo uszu. – No, lecę! Czym ja się przejmuję?
– Dallas, skarbie, jak chcesz mu pokazać o co chodzi, to się nie krępuj – rzuciła przesadnie słodkim tonem Rosa. – Rufus lubi eksperymenty... Zwłaszcza te wstrząsające.
Jocelyne spojrzała z powątpiewaniem to na jedno, to znów na drugie ze swoich przyjaciół, ostatecznie koncentrując wzrok właśnie na chłopaku.
– O czym ona mówi? – zapytała, a Dallas jak na zawołanie się uśmiechnął.
– Dalej rażę prądem – oznajmił z zadowoleniem. – Sama zobacz.
Jeszcze kiedy mówił, krótko rozejrzał się po uliczce, ostatecznie zatrzymując wzrok na znajdujących się w pobliżu latarniach. Nie była zaskoczona tym, że bez większego wysiłku i konieczności jakiegokolwiek kontaktu, okazał się zdolny do tego, żeby dowolnie je zapalać, gasić albo kontrolować natężenie światła. Joce wyraźnie wyczuła zmianę w powietrzu – rodzaj napięcia, które zwykle towarzyszyło Dallasowi, kiedy wykorzystywał swoje umiejętności, chociaż miała okazję doświadczyć tego raptem kilka razy. Podobnie czuła się, kiedy oboje stali przy ogrodzeniu pod wysokim napięciem, zamierzając przekraść się na drugą stronę, by dostać się do miasta. Nie musiała patrzeć na Rufusa i Claire, żeby zorientować się, że nawet bez umiejętności dostrzeżenia chłopaka, oni również byli w stanie wyczuć jego zdolności; jej kuzynka chyba nawet się uśmiechnęła, na swój sposób zaciekawiona, chociaż to równie dobrze mogło być wyłącznie wrażeniem.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanficBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...