Beatrycze
Czuła na sobie przenikliwe, co najmniej zaskoczone spojrzenie Lawrence'a. To wystarczyło, żeby zaczęła się wahać, ale nie pozwoliła sobie na wątpliwości. Ostrożnie wyprostowała się, po czym z wolna odsunęła od wampira – tylko nieznacznie, na tyle, żeby móc uważnie mu się przyjrzeć. Dłonie bezwiednie zacisnęła w pięści, próbując zrozumieć, dlaczego trzęsą jej się ręce. W głowie nie pierwszy raz miała pustkę, sama niepewna, czego tak naprawdę mogłaby chcieć. Zrozumienia? To pewne, ale obawiała się, że zadanie wcale nie musiało być aż takie proste, jak tego oczekiwała.
Wzięła kilka głębszych wdechów, żeby łatwiej się uspokoić. Zdecydowanie nie przywykła do aż tak skrajnych emocji, a już zwłaszcza odczuwania gniewu, przez co ten ją zaskoczył. Co więcej, była gotowa przysiąc, że L. również nie miał okazji widywać jej w takim stanie na co dzień, oczywiście zakładając, że faktycznie znał ją od dawna, jeszcze w okresie, kiedy wszystko pamiętała. Nie miała co do tego absolutnej pewności, ale nie chciała się nad tym zastanawiać, skoncentrowana przede wszystkim na tym, co tak naprawdę chciała zrobić.
– Co masz na myśli? – zapytał cicho, jakby od niechcenia, ale wyczuła, że zdołała go zaskoczyć. Nie miała pewności czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie, ale to tak naprawdę nie miało znaczenia.
– Wszystko – stwierdziła po chwili zastanowienia. Zdawała sobie sprawę, że to co najmniej dziecinna, niewyjaśniająca niczego odpowiedź, ale co innego miałaby mu powiedzieć? – Dzieje się tyle rzeczy, a jednak... Wiedziałeś o tym, prawda? Wszyscy wiedzieli – dodała, już nie tyle pytając, co stwierdzając fakt.
– Oj, Beatrycze...
Coś w tonie, którym się do niej zwrócił, wręcz doprowadzało ją do szału. Jęknęła cicho, po czym energicznie potrząsnęła głową, nawet nie próbując ukrywać frustracji. Dlaczego za każdym razem musiał zachowywać się tak, jakby miał przed sobą nic nierozumiejące dziecko? Nie była nim, poza tym aż nazbyt dobrze rozumiała, w czym tak naprawdę leżał problem. Jeśli miał wątpliwości, zawsze mógł porozmawiać z Cameronem, tym bardziej, że chłopak jako jedyny zdecydował się dać jej szansę.
– Co? – niemalże wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Jak ja mam to rozumieć? Uważasz, że jestem za głupia czy...?– zaczęła, ale tym razem nie pozwolił na to, żeby dokończyła.
– Ani razu czegoś takiego nie powiedziałem – oznajmił z takim naciskiem, że aż zdecydowała się na dłuższą chwilę zamilknąć, żeby móc zebrać myśli.
Brzmiał szczerze, ale przecież już wcześniej niejednokrotnie miała takie wrażenie. W gruncie rzeczy nie była w stanie sobie ufać, kiedy chodziło o tego wampira. Mieszał jej w głowie, sprawiając, że lgnęła do niego właściwie od pierwszej chwili, w której go zobaczyła. Co więcej, jeśli wciąż pod uwagę zdolności, którymi dysponował, naprawdę zaczynała się martwić, choć zarazem nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że mógłby nią manipulować. O Boże, zorientowałaby się, prawda? Poza tym to nie miałoby sensu, bo wciąż nie widziała żadnego sensownego wytłumaczenia tego, dlaczego Lawrence mógłby chcieć mieć ją przy sobie. To była kolejna kwestia, którą z jakiegoś powodu wolał zostawić dla siebie, zasłaniając się lakonicznym stwierdzeniem, że wszystko stanie się jasne, kiedy nadejdzie odpowiedni moment – a więc najpewniej wtedy, gdy jakimś cudem odzyska wspomnienia. Cóż, skoro tak, to w najbliższym czasie nie miała na co liczyć, bo nic nie wskazywało na możliwość pozbycia się blokad w jej pamięci.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanficBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...