Miriam
Z wysiłkiem wtoczyła się do sali tronowej. Instynktownie chwyciła się za bok, czując coraz bardziej dający jej się we znaki ból, ale ten prawie natychmiast zszedł gdzieś na dalszy plan, wyparty przez całą mieszankę niespójnych, mieszających się ze sobą emocji. Mira wręcz nie dowierzała temu, co działo się na oczach wszystkich obecnych, również niej samej. Patrzyła, ale nie pojmowała, przez kilka pierwszych sekund bezmyślnie wpatrując się w Isobel i Elenę – aż do momentu, w którym ta druga w końcu osunęła się na ziemię.
Demonica wyraźnie wyczuła, jak aura dziewczyny gaśnie. To było tak, jakby ktoś nagle wcisnął jakiś przycisk – szybkie i na pozór niewinne, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Koniec, przeszło Miriam przez myśl, ale również wtedy w pełni nie pojęła tego, co tak naprawdę to oznaczało. Chociaż podświadomie wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że może dojść do czegoś niedobrego, ani ona, ani Rafael nie wzięli pod uwagę czegoś takiego. Nie przemyśleli bardzo wielu kwestii, nawet nie biorąc pod uwagę tego, że mogłoby być aż tak źle. Kiedy słuchała planów brata, te wydawały się logiczne, zresztą przez wieki nieśmiertelnego życia nauczyła się, że demon zwykle zdawał sobie sprawę z tego, co zamierzał zrobić. Nawet pomimo złych przeczuć, nie chciała rozważać tego, co mogłoby pójść nie tak, ale teraz...
Teraz wszystko uległo zmianie.
Wkrótce po tym rozpętało się prawdziwe piekło.
Wielokrotnie widziała Rafaela, kiedy wpadał w gniew. Złość, którą czasami okazywał jej, karząc ją w nawet najbardziej spektakularny, niezasłużony sposób, była niczym w porównaniu z tym, co ten demon potrafił osiągnąć pod wpływem emocji. W gruncie rzeczy chyba powinna być wdzięczna, że nigdy dotąd nie stanęła na jego drodze, kiedy wpadał w ten najgorszy nastrój, będąc niczym jakiś cholerny bóg zniszczenia, zdolny tylko i wyłącznie do niesienia śmierci. O tak, widziała go w takim stanie wielokrotnie i wiedziała, że to nigdy nie wróżyło niczego dobrego.
Nigdy jednak nie doświadczyła czegoś takiego.
Nie miała pewności, co dręczyło ją bardziej – kobiecy krzyk i rozdzierający szloch, który wyrwał się matce dziewczyny, czy może przeszywający, nieludzki wrzask jej brata. Już wtedy wiedziała, że od tej chwili będzie już tylko gorzej, ale na pewno nie wyobraziłaby sobie tego, co ostatecznie miało miejsce. Jasne, znała Rafę i wiedziała, że nie bez powodu uchodził w ich kręgach za uosobienie gniewu, ale czym innym było słuchanie znanych już na pamięć uwag, a czym zgoła odmiennym przekonanie się o ich prawdziwości.
Zesztywniała, aż nazbyt świadoma zmianom, które jak na zawołanie zaszły w panującej w sali atmosferze. Przesycone mocą i dymem powietrze już i tak wydawało się tak gęste, że Mira sama nie była pewna, jakim cudem mogła w ogóle złapać oddech. Tkwiła w bezruchu, obserwując, jak wszystko zmienia się w ciągu zaledwie kilku sekund. Wyraźnie czuła emocje brata – jakże skrajne; niebezpieczna mieszanka gniewu, szoku i rozpaczy tak głębokiej, że aż zaskoczyło ją to, że którykolwiek z jej pobratymców był w stanie doświadczyć czegoś takiego. Zwłaszcza on. Pamiętała, że Elena rozbudziła w nim tę cząstkę natury, której nigdy wcześniej nie zaznał, zresztą trudno było, żeby nie uwierzyła w oznaki człowieczeństwa, mogąc obserwować Rafę i jego wybrankę przez te wszystkie tygodnie, ale to i tak okazało się oszałamiające.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanficBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...