Renesmee
Nie miałam pojęcia, jak długo to trwało. Z mojej perspektywy równie dobrze mogła minąć cała wieczność, choć to naturalnie było znaczącym wyolbrzymieniem faktów. Wiedziałam jedynie, że z chwilą, w której w ogóle wyczułam Joce, po prostu wypadłam na zewnątrz, sama niepewna, czego tak naprawdę chciałam – kogoś zabić, czy może wziąć córkę w ramiona i skoncentrować się wyłącznie na jej bezpieczeństwie. Ostatecznie zdecydowałam się na to drugie, działając przy tym trochę jak automat i nawet nie próbując zastanawiać nad znaczeniem poszczególnych decyzji. Najważniejsze było dla mnie to, że w którymś momencie jednak znalazła się w moich ramionach, a ja byłam już w stanie tylko stać, tulić ją do siebie i koncentrować się na myśli o tym, że teraz wszystko powinno być w porządku.
– Mamo... – usłyszałam jej nieco zdławiony głos, więc wyprostowałam się niczym struna, uświadamiając sobie, że może faktycznie nieco przesadziłam z siłą.
– Nic ci nie jest? – wrzuciłam z siebie na wydechu, zadając pytanie, które przez cały ten czas dręczyło mnie najbardziej. – O bogini, Joce...
– Jestem cała – zapewniła i to przynajmniej tymczasowo musiało mi wystarczyć.
Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby zapanować nad sobą na tyle, by poluzować uścisk. Ostatecznie spróbowałam się rozluźnić, choć szło mi to marnie, po czym ostrożnie odsunęłam dziewczynę na długość wyciągniętych ramion, żeby łatwiej jej się przyjrzeć. Z uwagą zmierzyłam Jocelyne wzrokiem, sama niepewna, czego tak naprawdę próbowałam się w wyglądzie pół-wampirzycy doszukać – tego, że mogłaby być zmęczona, chora czy zraniona, choć zwłaszcza dwóch ostatnich możliwości nie chciałam brać pod uwagę. Ostatecznie doszłam do wniosku, że co najwyżej wyglądała na senną, ale to wydało mi się najmniej istotną kwestią, którą z czystym sumieniem postanowiłam zignorować.
Właściwie nie zarejestrowałam momentu, w którym ktokolwiek zdecydował dołączyć do nas przed domem. Zareagowałam dopiero w chwili, w której Gabriel dosłownie zmaterializował się u mojego boku, ale nie traciłam czasu, bardziej przejęta sytuacją i inną osobą, której obecność w naturalny sposób przywiodła mnie do granicy wytrzymałości. Z wolna uniosłam głowę, by spojrzeć na Lawrence'a, choć podświadomie czułam, że to nie jest najlepszy pomysł, jeśli chciałam mieć choć szansy, żeby utrzymać nerwy na wodzy. Z opóźnieniem uprzytomniłam sobie, że drżę, ale to też zeszło gdzieś na dalszy plan, a może to po prostu ja nie chciałam się nad tym zastanawiać, zbytnio obawiając się, że przez to spróbuję zachować się „właściwie", na czymkolwiek miałoby to polegać. Dla pewności odsunęłam od siebie Jocelyne, pozwalając jej wpaść w ramiona ojca, sama zaś jak na zawołanie zwróciłam się ku jednemu z najbardziej problematycznych wampirów, jakiego zdążyłam na swojej drodze spotkać. Nie miałam pojęcia, co takiego miał w głowie Lawrence, w ogóle decydując się przyjść, ale to na dłuższą metę mnie nie interesowało.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
Fiksi PenggemarBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...