Renesmee
Wszystko szło nie tak. Byłam tego świadoma od chwili, w której do domu dosłownie wparował Damien, sprawiając wrażenie kogoś co najmniej wytrąconego z równowagi. Znałam go wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że nie łatwo doprowadzić go do takiego stanu, co z kolei znaczyło, że bez wątpienia wydarzyło się coś złego.
– Liz? – zapytałam w pierwszym odruchu, bo to wydało mi się najbardziej sensowne. Równie blado wyglądał w dniu balu, kiedy całą grupą uciekli z liceum przed grupą gotowych kogoś skrzywdzić wampirów.
Jedynie potrząsnął głową, to jednak wcale mnie nie uspokoiło. Słusznie, tym bardziej, że od tamtej chwili wszystko zaczęło dziać się szybko. Uczucie déjà vu miało w sobie coś oszałamiającego, chociaż tym razem mieliśmy przynajmniej pewność, że nikomu nic się nie stało. Cóż, teoretycznie, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że nikt nie został ugryziony. Nie miałam pojęcia, co z Cammy'm i Claire robiła Beatrycze, ale to w tamtej chwili wydawało się najmniej istotne, skoro z tą również nie było najgorzej. Chciałam przynajmniej spróbować w to uwierzyć, poza tym...
Och, gdyby to było takie proste!
Poruszenie mnie nie zaskoczyło, tym bardziej, że na każdym kroku przekonywaliśmy się, że robi się coraz gorzej. Niepewność była w tym wszystkim najbardziej niebezpieczna, nie dając nam choćby cienia szansy na zorientowanie się w czym rzecz. Jedno było pewne – ktoś wyraźnie nas nie lubił, ale to nadal niczego nie tłumaczyło.
– Co robimy? – zapytała spiętym tonem Rosalie, zadając jedno z kluczowych pytań.
Sama również chciałam to wiedzieć, tak jak i reszta koncentrując wzrok na Carlisle'u. Może to nie było uczciwie, ale w naturalny sposób to po nim oczekiwałem jakiejś reakcji, zresztą tak jak i zwykle, kiedy mieliśmy problem. Gabriela nie było, ale zamierzałam się z nim skontaktować tak szybko, jak tylko miało być to możliwe. Problem w tym, że w pierwszej kolejności należało skupić się na ważniejszych kwestiach, to jedynak wcale nie musiało być takie proste. Co więcej, dobrze widziałam, że dziadek był co najmniej skonsternowany od momentu, w którym padło imię Beatrycze, co zresztą wcale nie było dziwne. Jasne, że się przejmował.
– Nie jestem pewien – przyznał, a ja wypuściłam powietrze ze świstem. Niekoniecznie takiej odpowiedzi się spodziewałam. – Nic im nie jest, tak? – upewnił, spoglądając na Damiena.
– Cammy twierdzi, że są bezpieczni. No i Claire ma obstawę, a to już coś – wyjaśnił w pośpiechu. – Ale i tak mnie wystraszyli. Poza tym to nie jest normalne, ale... – Chłopak zawahał się, po czym nieznacznie potrząsnął głową. – Martwi mnie to, że musiałem zostawić Liz i Shannon same. Nie żeby wiedziały, że kręcę się w pobliżu – dodał, a ja westchnęłam.
Miałam ochotę zapytać o jego relacje z dziewczyną, ale to nie był odpowiedni moment na prowadzenie takiej rozmowy. Co prawda wszystko wskazywało na to, że sytuacja wróciła do normy, przynajmniej tymczasowo, ale wcale nie czułam się dzięki temu spokojniejsza. Wręcz przeciwnie – naprawdę zaczynałam się bać, mimowolnie zastanawiając nad tym, czego powinniśmy spodziewać się w następnej kolejności. W zasadzie byłam skłonna uwierzyć dosłownie we wszystko, łącznie z atakiem na dom, chociaż co najmniej szalonym wydawało się, że mała grupka wampirów mogłaby pokusić się zaatakowanie nas wszystkich na raz.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanfictionBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...