Sto osiemdziesiąt

19 3 0
                                    

Elizabeth

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elizabeth

Zawahała się przed wejściem do domu. Chociaż nie widziała powodu, dla którego miałaby komukolwiek tłumaczyć się ze swojej nieobecności, obawiała się spotkania z Shannon i Nigelem. Wiedziała, że jest im coś winna, przynajmniej do pewnego stopnia, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że u nich mieszkała. Wszyscy doświadczyli dość, mierząc się ze światem, który był im obcy i którego nigdy nie powinni poznać, a skoro tak...

Westchnęła, po czym chcąc nie chcąc szarpnęła za klamkę. Drzwi były otwarte, ale nie uznała tego za zły znak, tym bardziej że nawet najlepsze zamki nie powstrzymałyby Jasona, gdyby zechciał dostać się do środka. To chyba prawdziwy strach... Ta świadomość, że istnieje ktoś, kogo nie da się w żaden sposób zatrzymać, pomyślała mimochodem i ledwo powstrzymała się od wzdrygnięcia, zaniepokojona samym tylko wydźwiękiem tych słów. Wiedziała, że położenie, w którym się znalazła, było co najmniej marne, ale choć miała dość czasu, żeby się z tym oswoić, za każdym razem, kiedy wracała pamięcią do ostatnich wydarzeń, czuła się równie przerażona i oszołomiona, co do tej pory.

Jeszcze w przedpokoju doszedł ją znajomy, energiczny dźwięk elektrycznych skrzypiec. To był dziwny instrument, a przynajmniej tak pomyślała, kiedy pierwszy raz zobaczyła przypominający raczej szkielet instrumentu przedmiot. Jakkolwiek by jednak nie było, kiedy Shannon brała go do rąk i zaczynała ćwiczyć, zamieniał się w coś niezwykłego, a przynajmniej takie wrażenie miała za każdym razem Elizabeth. Do tej pory nie znała tytułów wszystkich kompozycji, które grała dziewczyna, czasami zastanawiając się, czy ta nie komponowała ich samodzielnie, nie zmieniało to jednak faktu, że dźwięki były całkiem przyjemne dla ucha. Liz zawahała się, na krótką chwilę przystając i nasłuchują, jednocześnie zastanawiając nad tym, czy istniała szansa, by zdołała niezauważenie przedostać się do schodów, a później zajmowanej na piętrze sypialni.

– Hej, Liz, to ty?

Głos Shannon ją zaskoczył, tak jak i to, że muzyka urwała się w dość gwałtowny sposób. Dziewczyna ledwo powstrzymała cisnące jej się na usta przekleństwo, po czym chcąc nie chcąc skierowała do salonu, skąd dochodził głos jej tymczasowej współmieszkanki. Natychmiast poczuła na sobie wyraźnie zaniepokojone spojrzenie, w ułamek sekundy później bez trudu orientując, że jej nieobecność jednak nie pozostała bez echa.

– Niezła jesteś – stwierdziła jakby od niechcenia. – Nie chciałam przerywać ci w grze.

– Gdzie byłaś? – zapytała natychmiast Shannon, po czym westchnęła i nieznacznie potrząsnęła głową. – To zabrzmiało źle, prawda? – dodała, a Liz wysiliła się na blady uśmiech.

– Jakbyś była moją matką.

Jakimś cudem powstrzymała się od grymasu, chociaż dotychczas wspomnienie rodziców wzbudzało w niej sporo emocji. Nie chciała tego wprost przyznać, ale wszystko wskazywało na to, że stopniowo zaczynała przywykać do sytuacji, choć jakiś czas temu nie sądziła, że w ogóle będzie do tego zdolna. Atak Jasona, wampiry i całe to szaleństwo... Wciąż jawiło się jak sen, ale przynajmniej była w stanie o tym rozmawiać. Co jak co, ale wypłakiwanie sobie oczu, kiedy nikt nie patrzył, zdecydowanie nie było szczytem jej marzeń.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz