Sześćdziesiąt osiem

20 3 0
                                    

Beatrycze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Beatrycze

Nie śpieszyła się, jakby od niechcenia spacerując po ogrodzie – teraz uśpionym i jakby wymarłym, chociaż to było wyłącznie wrażeniem. Było w tym miejscu coś urokliwego, zresztą od Alice dowiedziała się, że to miejsce latem potrafiło wyglądać naprawdę pięknie, co wiązało się z umiejętnościami Allegry. Beatrycze jakoś w to nie wątpiła, będąc w stanie wyobrazić sobie, że ta kobieta jak najbardziej wyglądała na kogoś zdolnego podporządkować naturę. Ta, którą wszyscy nazywali kapłanką, z miejsca wydała się jej niezwykle charyzmatyczna osobą, która z równym powodzeniem mogła okazać się niebezpieczna. Co prawda nie miała okazji spędzić z nią szczególnie dużo czasu, ale skoro już na wstępie wysnuła takie wnioski, mogła chyba założyć, że coś zdecydowanie było na rzeczy.

Carlisle milczał, wciąż ją obserwując, ale już właściwie nie zwracała na to uwagi. Sama nie była pewna, co takiego podkusiło ją, żeby jednak mu towarzyszyć, ale przynajmniej tymczasowo nie żałowała podjęcia takiej decyzji. Na świeżym powietrzu czuła się dobrze, choć to równie dobrze mogło mieć związek z możliwością ubrania kurtki, którą zostawił jej Lawrence – co prawda zdecydowanie dla niej za dużej, ale za to przesiąkniętej znajomym, słodkim zapachem. Lubiła go, przez co nawet nie brała pod uwagi skorzystania ze strojów, które mogła znaleźć w szafie Eleny. Już i tak robiła to zdecydowanie zbyt często, pomimo tego, że dziewczyna nie miała nic przeciwko, niezmiennie zastanawiając się nad tym, że chyba powinna zorganizować sobie własne rzeczy. Przecież nie mogła zostać tutaj do końca życia, czując się jak intruz, który tak po prostu wszedł do jakiejkolwiek rodziny, chociaż...

Skąd wiesz, że to nie jest twoja rodzina?, warknęła na siebie w duchu. To na pewno by się zgadzało, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej bliźniacze podobieństwo do Eleny. Co więcej, w innym wypadku nie znalazłaby się akurat w tym miejscu, mając wrażenie, że znajdowała się pośród osób, które jak najbardziej miały być w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo. Coś zdecydowanie było na rzeczy, a ona musiała w końcu zdobyć się na zadawanie pytań, nawet jeśli wciąż bała się konsekwencji, które mogłoby to za sobą pociągnąć.

– Nie jest ci zimno? – usłyszała, więc obejrzała się na Carlisle'a, siląc się na blady uśmiech.

– Ze mną w porządku – zapewniła, zaplatając ramiona na piersiach. Ciaśniej otuliła się kurtką, przez krótką chwilę koncentrując przede wszystkim na zapachu, który tak wiele dla niej znaczył. – Nie ma potrzeby, żeby się o mnie martwić – dodała, ale wampir tylko potrząsnął głową.

– Wydałaś mi się zamyślona... Jeśli coś jest nie tak, w każdej chwili możesz o tym powiedzieć – zachęcił, a Beatrycze zawahała się, tym bardziej, że już drugi raz dawał jej do zrozumienia, że może zdobyć się na pełne zaufanie.

Nerwowo przygryzła dolną wargę, wciąż pełna wątpliwości. Skoro sam oferował jej rozmowę, być może mogła tego skorzystać, choć zarazem nie miała gwarancji, czy otrzyma wystarczająco interesujące z jej perspektywy odpowiedzi. Z drugiej strony, miała wrażenie, że istnieje większe prawdopodobieństwo, że właśnie Carlisle będzie z nią szczery. Lawrence zwykle ją rozpraszał, sprawiając, że czuła się trochę jak dziecko, jeszcze bardziej zdezorientowana i na swój sposób nieporadna niż zazwyczaj.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz