Elena
Początkowo sama nie była pewna, co myśleć. Pojawianie się Lawrence'a po tym, jak zrobił coś, czego żadne z nich się nie spodziewało stanowiło najmniej istotną kwestię, która z miejsca zeszła gdzieś na dalszy plan, kiedy do Eleny dotarło kogo przyprowadził mężczyzna. Początkowo zamarła, zdolna co najwyżej spoglądać na kobietę, która pozostawała ni mniej, ni więcej, ale po prostu jej kopią. Wyglądały tak samo, o czym słyszała wielokrotnie wcześniej, co nie zmieniało faktu, że w tym odkryciu było coś co najmniej oszałamiającego – a może raczej powinno być, bo nawet patrząc na przybyszkę, Elena nie potrafiła należycie przejąć się sytuacją. To było tak, jakby podświadomie wiedziała, że coś podobnego jak najbardziej miało rację bytu.
Zrozumienie pojawiło się dopiero później, wraz z przejmującym poczuciem tego, że ona i Beatrycze już kiedyś się widziały. Gdzieś w jej pamięci zamajaczyło dziwnie zamazane, jakby odległe wspomnienie, którego początkowo nie była w stanie zinterpretować. Przez krótką chwilę naprawdę widziała tę kobietę podczas innego, wcześniejszego spotkania, kiedy rozmawiały że sobą na... różne, teraz pozbawione znaczenia tematy. Tak to przynajmniej wyglądało z perspektywy czasu, choć Elena nie była w stanie określić w czym tak naprawdę leżał problem, nie wspominając o okolicznościach w jakich podobno miałaby się z Trycze spotkać.
Jakkolwiek by nie było, nawet słowem nie skomentowała prośby L. o to, żeby zaprowadzić Beatrycze na piętro, a tym bardziej spróbować się nią zająć. Nie zadawała pytań, choć być może powinna, bo to wydawał się nakazywać zdrowy rozsądek. Sama również pragnęła zrozumieć, ale to zeszło gdzieś na dalszy plan, wyparte przez ni mniej, ni więcej, ale po prostu troskę. Ta jedna wydawała się decydować o wszystkim, stawiając dziewczynę w sytuacji, która może i była dla niej nowa, ale na swój sposób wydawała się Równie właściwa. Przecież dla mnie zrobiłabyś równie wiele, przeszło jej przez myśl i z jakiegoś powodu była tej kwestii dziwnie pewna. To było tak, jakby mówiła o czymś, co już się wydarzyło, choć zarazem za żadne skarby nie potrafiła zrozumieć, czego te przemyślenia mogłyby dotyczyć. Po prostu miały miejsce – i wiedziała o tym, choć nie była w stanie przywołać odpowiednich wspomnieć. Zabawne, ale to nawet nie wydawało się przerażające, a wręcz równie oczywiste, co i to, że Beatrycze mogłaby stać się dla nią kimś bliskim.
Zaczynam być zdecydowanie zbyt wylewna... A może po prostu mi odbija, pomyślała mimochodem, ledwo powstrzymując się przed wywróceniem oczami. Cóż, jakby nie patrzeć, to śmierć i zmartwychwstanie na pewno zmieniały. Co więcej, kto lepiej mógłby zrozumieć osobę, która doświadczyła dokładnie tego samego?
Początkowo nie zwróciła uwagi na Jocelyne, która podążyła za nią aż do pokoju na piętrze. Kuzynka milczała, zresztą tak jak i Beatrycze, która po prostu z zaciekawieniem rozglądała się dookoła, trochę jak zafascynowane dziecko, które całą sobą chłonie nową, obcą dla niego sytuację. Na dole przede wszystkim Lawrence i Carlisle rozmawiali o czymś głośno, ale nie na tyle, by ktoś z ograniczonymi zmysłami był w stanie ich usłyszeć. Elena przyjęła to z ulgą, zwłaszcza kiedy uświadomiła sobie, że sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana, aniżeli mogłaby do tej pory sądzić. Ta jedna kwestia stała się tym bardziej oczywista, kiedy gdzieś w rozmowie wychwyciła wzmiankę o tym, że Beatrycze nie tylko była żywa co samo w sobie wydawało się szalone, ale na domiar złego nie pamiętała niczego.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanficBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...