Elizabeth
– To zaczyna być coraz bardziej nienormalne... Rany, po prostu nie wierzę!
Słyszała podenerwowany głos Shannon, a jednak nie była w stanie skoncentrować się na poszczególnych słowach. Nie widziała nawet powodu, żeby wyjść z pokoju i sprawdzić, co tak naprawdę się działo, woląc udawać, że sytuacja jej nie dotyczy. Nie miała już cierpliwości ani do tego, co się działo, ani tym bardziej do świadomości, że sprawy w każdej chwili mogły się skomplikować. Już i tak było źle, Elizabeth zaś miała poczucie, że to zaledwie początek – i że w związku z tym powinna spodziewać się dosłownie wszystkiego.
Nie była pewna, co powinna myśleć o rozmowie z Jocelyne i jej bliskimi. Wiedziała już, że wydarzyło się coś niedobrego i że najpewniej Damien jej potrzebował, ale to przecież nie było takie proste. Chciała się od tego odciąć, chociaż podejrzewała, że zachowuje się jak cholerny, niewdzięczny tchórz, tym bardziej, że chłopak wciąż próbował zrobić wszystko, byleby była bezpieczna. Ta świadomość bolała, zresztą tak jak i wrażenie, że sprawy tak naprawdę sprowadzały się do niej. Jeśli faktycznie dziewczyna, która obiecała Damienowi się nią zająć, tak po prostu zniknęła...
W pośpiechu odrzuciła od siebie niepokojące myśli, zbytnio wytrącona z równowagi tym, co z nich wynikało. Nic złego się nie dzieje, warknęła na siebie w duchu, ale to było niczym jedno wielkie kłamstwo, w które i tak nie była w stanie uwierzyć. Pustka w głowie jawiła się Liz jako coś nie do zniesienia, zresztą tak jak i świadomością tego, że tak naprawdę nadal była w niebezpieczeństwie. Jej brat wciąż gdzieś tam był, uparcie zamierzając ją dorwać, nawet jeśli teraz wydawał się również zajmować czymś innym. To przynajmniej zasugerował podczas balu i chociaż nie była pewna dlaczego, tak po prostu zdecydowała się mu uwierzyć. Dlaczego miałaby zachować się inaczej, skoro Jason nie miał żadnego powodu, żeby ją okłamać? Zdążyła się zorientować, że kiedy był obok, zwykle rozwiązywał mu się język, a to bez wątpienia o czymś świadczyło.
Tak czy inaczej, została wplątana w sam środek tego szaleństwa, nie mając pojęcia, w jaki sposób powinna się zachować, żeby mieć choć cień szansy się w tym odnaleźć. Gubiła się nie tylko we własnych emocjach, ale przede wszystkim pewności, że to nie miało się ot tak zakończyć. Jakby tego było mało, nie potrafiła zapomnieć o Damienie, co niejako wydawało się być odpowiedzią na pytanie, które zadawała sobie tak długo, zastanawiając się, czy to możliwe, żeby uczucia, którymi darzyła chłopaka, w rzeczywistości były wyłącznie wyrazem wdzięczności. Nie, a przynajmniej coraz częściej w to wątpiła, a jednak nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby wrócić. Po tym, co spotkało Marissę, wszystko wydawało się o wiele zbyt skomplikowane, wzbudzając w Elizabeth niemalże paniczny strach. Co jak co, ale nie zamierzała zostać wampirem – nigdy, za żadne skarby. Z dwojga złego wolała już śmierć, chociaż Jason zdecydowanie nie miał tego w planach, niezależnie, jak bardzo dałaby mu się we znaki.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanficBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...