Renesmee
Gabriel był zmęczony, co nie tylko wyczułam, ale przede wszystkim zobaczyłam z chwilą, w której w ogóle zdecydował się wejść do domu. Natychmiast zmaterializowałam się u jego boku, bez chwili wahania decydując się wpaść mu w ramiona, co zresztą przyjął z entuzjazmem, natychmiast mnie obejmując i przygarniając do siebie.
– Mi amore...
Mimowolnie się uśmiechnęłam, chociaż prawda była taka, że czułam się co najmniej zmartwiona. Nawet jeśli rozumiałam, dlaczego znikał spędzając czas w naszym domu, żeby mieć oko na Marissę, nie byłam zachwycona myślą o tym, że mógłby ryzykować i kręcić się w pobliżu nowo narodzonej wampirzycy. Jasne, był jeszcze Jasper, ale wcale nie czułam się dzięki temu lepiej, poniekąd dlatego, że to wszystko trwało zdecydowanie za długo. W efekcie już nie tylko zaczynałam się przejmować, ale wręcz niecierpliwości, sama już niepewna, co powinniśmy zrobić z zamieszkującą w naszym domu dziewczyną.
Ostatecznie nie skomentowałam sytuacji nawet słowem, tym bardziej, że Gabriel nachylił się ku mnie na tyle, bym mogła go pocałować. Mimo wszystko poczułam się bezpieczniejsza, co w ostatnim czasie było dla mnie nader ważne, biorąc pod uwagę to, co się działo.
– W porządku? – zapytał mnie cicho, na swój sposób spięty. – Wczoraj... Sama wiesz – przypomniał, a ja mimowolnie westchnęłam.
– Chyba tak – zapewniłam pośpiesznie, bo jakby nie patrzeć wszyscy byliśmy cali. – Rozmawiałam z Jacobem. Twierdzi, że niczego nie znaleźli, ale mają oko na okolicę... No i nikomu nic się nie stało, a to dobrze – dodałam, w ostatniej chwili powstrzymując się przed powiedzeniem czegoś w stylu „Przynajmniej tym razem".
Wyczułam, że Gabriel napiął mięśnie, podenerwowany o wiele bardziej, aniżeli raczył przyznać. Znałam go już na tyle dobrze, by rozpoznawanie targających nim emocji przychodziło mi w dość prosty sposób, ale nie byłam pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– Może, ale to mi się nie podoba. Najpierw ten bal, a teraz... – Zamilkł, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. – Trzeba coś zrobić z Marissą i zastanowić się, co robimy dalej. Nie wiem czy to przypadek, że te ataki zaczęły się akurat z chwilą, w której w okolicy pojawili się Volturi, ale to może być jakiś trop – powiedział w zamyśleniu, a przez jego twarz przemknął cień. – Mam ochotę porozmawiać sobie z... Och, chociażby Jane – oznajmił nagle, a ja zesztywniałam.
– Chyba żartujesz!
Spojrzał na mnie w o wiele łagodniejszy sposób, ale w pamięci i tak miałam przede wszystkim jego ostrzegawczy, wręcz przyprawiający o dreszcze ton. Gabriel rzadko bywał w aż tak marnym nastroju, o ile akurat nie chodziło o jego rodzinę, a tym razem właśnie tak przecież było. Co więcej, jakaś cząstka mnie zdawała sobie sprawę z tego, że szukanie Volturi jest jedną z nielicznych rzeczy, które faktycznie mogliśmy zrobić, tym bardziej, że trwanie w letargu i czekanie na kolejny atak było jak prośba o nieszczęście. Nie podobało mi się to, ale prawda była taka, że znałam Gabriela i podejrzewałam, że jak najbardziej miał być zdolny do zrobienia tego, o czym mówił.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanficBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...