Claire
Rozmowa z Rafaelem nie dawała jej spokoju. Wciąż czuła się dziwnie, na swój sposób oszołomiona tym, że nie tylko jak gdyby nigdy nic poszła zobaczyć się z demonem – na dodatek najważniejszym ze wszystkich, którego siostra kilka lat wcześniej próbowała ją zabić – ale na domiar złego chyba zaczynała dochodzić do wniosku, że był... Hm, czarujący. Nawet bardzo.
Miasto Nocy było ciche, ale zdążyła do tego przywyknąć. Widziała różnicę zwłaszcza teraz, kiedy mogła porównać to miejsce do wiecznie gwarnego, ruchliwego Seattle. Szła w pośpiechu, w pamięci wciąż mając to, jak łatwo można było wpakować się w kłopoty, zwłaszcza gdy dało się pochwalić nadal działającym układem krwionośnym. Mimo wszystko rzadko wychodziła sama, bynajmniej nie przez nadopiekuńczość ojca, ale to, że podobnie jak Rufus wolała ograniczyć się do przebywania w laboratorium – aż do momentu, w którym Lucas zaczął naciskać, żeby gdziekolwiek z nim poszła. Teraz go nie było, a ona nie miała pewności, kiedy razem z bratem zamierzali wrócić od Rosalee, z kolei jego nieobecność zaczynała być dla niej coraz bardziej nienaturalna. Zabawne, ale zwłaszcza po tych kilku tygodniach rozłąki czuła, że się stęskniła.
Machinalnie zacisnęła palce wokół nadgarstka, muskając zawieszoną na ręce bransoletkę. Układające się w jej imię zawieszki zakołysały się łagodnie, zresztą tak jak i skrywające w sobie pisak serduszko. Była jeszcze plecionka od Setha, niezmiennie wzbudzająca w dziewczynie wątpliwości, zwłaszcza odkąd zapytała Renesmee o jej znaczenie, kierując się tym, co zasugerował podczas ogniska chłopak. W duchu błogosławiła fakt, że zaczęła tę rozmowę, kiedy Rufusa nie było obok, bo jakoś nie miała wątpliwości, że dla niego nie miałoby znaczenia, że tylko w przeszłości uznawano to za zamiennik dla pierścionka zaręczynowego. W przypadku Setha chodziło o czystą sympatię, a przynajmniej wolała założyć, że wcześniej zapytałby ją o zgodę i że nie planował czegoś aż tak ostatecznego. Nie, ślubu zdecydowanie nie chciała brać pod uwagę – i to nie tylko przez wzgląd na to, że jedno z nich najpewniej by go nie dożyło.
Zawahała się, sama niepewna tego, gdzie tak naprawdę chciała się znaleźć. Oczywiście, że najpewniej czułaby się w laboratorium, tym bardziej, że Rafael dał jej do myślenia w dość istotnej kwestii. O ile nie skłamał, z jakiegokolwiek powodu miałby to zrobić, wszystko wskazywało na to, że już przed nią istniał ktoś o zdolnościach podobnych do tych, którymi dysponowała. Lily Anne... Kimkolwiek była, mogła przynieść jej przynajmniej kilka potrzebnych odpowiedzi, tym bardziej, że wciąż nie miała pojęcia, jak powinna rozumieć swój dar. Wiersze, które pisała, nie były normalne, Claire zresztą czuła, że może chodzić o coś więcej. Jak inaczej miała wytłumaczyć to, że teraz znała słowa, które – zdaniem Joce – nuciła dla niej Beatrycze? Nie wspominając o tym, że w ośrodku coś wyraźnie ją prowadziło, pomagając odszukać Shannon. Czy też raczej ktoś, tym bardziej, że Rafael jasno dał jej do zrozumienia, że była wrażliwa na świat, który widziała Jocelyne.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanfictionBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...