Jocelyne
W milczeniu rozejrzała się dookoła. Uliczka na pierwszy rzut oka wydawała się opustoszała, przynajmniej na pierwszy rzut oka, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Mocniej ścisnęło dłoń Gabriela, bynajmniej nie mając nic przeciwko temu, że mógłby traktować ją jak dziecko. Jeśli miała być ze sobą szczera, naprawdę zaczynała się bać, choć przynajmniej teoretycznie nie miała po temu powodów.
Próbowała jakoś nad sobą zapanować, w duchu raz po raz powtarzając sobie, że jest w porządku, ale to brzmiało jak jedno wielkie kłamstwo, które próbowała sobie wmówić. Nie była prawna, co tak naprawdę wpływało na jej samopoczucie, ale była wręcz gotowa przysiąc, że to przeciągające się milczenie. Ani tata, ani wujek nie pomagali, wydając się samym tylko zachowaniem zdradzać, że się martwili. Nie sądziła, żeby którakolwiek z nich był przewrażliwiony, z kolei nieobecność Layli w obecnej sytuacji wydawała się co najmniej niepokojąca, przez co targające nią uczucia tym bardziej jawiły jej się jako coś w pełni uzasadnionego.
– W porządku... To tutaj, tak? – zapytał cicho Gabriel, wracając się bezpośrednio do niej.
– To miłe, że wiesz, gdzie nas prowadzisz – stwierdził z wyraźną rezerwą Rufus. Skoro zaczynał być sarkastyczny, Joce nie spodziewała się niczego dobrego.
Palce Gabriela mocniej zacisnęła się wokół jej dłoni, poza tym jednak w żaden sposób nie okazał irytacji. Jocelyne była niemalże pewna, że był zmęczony i to najdelikatniej rzecz ujmując, choć to równie dobrze mogło być wyłącznie wywołanym szarugą wrażeniem. Zbierało się na deszcz, czy też raczej – zważywszy na temperaturę, którą jako pół-człowiek odczuwała tym wyraźniej – opady śniegu, co zresztą nie było w tym miejscu niczym nowym, wręcz ułatwiając wampirom poruszanie się w środku dnia. Mimo wszystko zwłaszcza spoglądając na wujka miała świadomość, że był spięty nie tylko z powodu Layli, ale właśnie pogody. Cóż, mogła się założyć, że wychodzenie na zewnątrz o tej porze nie było szczególnie bezpieczne, nawet jeśli nic nie wskazywało na to, by mogło zakończyć się źle.
– Tato? – rzuciła z wahaniem, chcąc jakkolwiek zwrócić uwagę na siebie. Wolała nie sprawdzać, jak daleko sięgała cierpliwość towarzyszących jej nieśmiertelnych, tym bardziej, że zazwyczaj działali sobie na nerwy.
– Możemy się rozdzielić – zasugerował po chwili zastanowienia Gabriel. – Nie jesteś telepatą, więc to trochę komplikuje, ale nie wyobrażam sobie zostawienia Joce samej albo puszczania jej z tobą, więc...
– Och, przeżyjemy bez siebie kwadrans. Nie przejmuj się. – I bez patrzenia na wujka wiedziała, że wywrócił oczami. – Idźcie sobie gdzie chcecie, jeśli macie taką ochotę. Jak z kolei wyczuwam Laylę tam – dodał i nie czekając na czyjąkolwiek odpowiedź, najzwyczajniej w świecie wyminął ich, by ruszyć w swoją stronę.
Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zorientować się w czym rzecz i zrozumieć, że wampir jak najbardziej miał rację. Zapach Layli był ledwo wyczuwalny, przynajmniej dla niej, a gdyby faktycznie zaczęło padać, wtedy najpewniej nie mieliby szans na to, żeby go wychwycić. Tata również musiał to rozumieć, bo natychmiast ruszył za Rufusem, ciągnąc ją za sobą i nie pozostawiając Joce innego wyboru, jak spróbować dotrzymać mu kroku. Nie chciała ich opóźniać, dla pewności kontrolując każdy kolejny krok, to jednak okazało się trudne, skoro wciąż była podenerwowana.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
Hayran KurguBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...