Renesmee
Nie śpieszyłam się ze spełnieniem obietnicy ze wspólnym wyjazdem do Forks. Nie chodziło nawet o to, że mogłabym obawiać się ewentualnej reakcji Rufusa, bo nie sądziłam, żeby był aż tak niespokojny, by zrobić coś głupiego. Podejrzewałam, że gdyby było inaczej, urządziłby Sethowi piekło już w chwili, w której on i Claire stali się na tyle odważni, żeby ujawnić się ze swoim związkiem – a więc czymś, co mnie wydawało się już aż nazbyt oczywiste. Nie mogłam zresztą zaprzeczyć, że kiedy trzeba było, wampir potrafił zachować się w niemalże ludzki, normalny sposób, tak jak podczas spotkania z Castielem, kiedy wręcz szokował mnie tym, jak przy odrobinie dobrej woli potrafił postępować.
Właściwie sam nie byłam pewna, co najbardziej mnie martwiło. Poniekąd chciałam dać Claire trochę czasu, tym bardziej, że dzień wcześniej całą sobą wyczułam, że dziewczyna mogłaby potrzebować Setha. Chciałam, żeby się uspokoiła, zresztą musiałam poukładać sobie w głowie wszystko to, co się wydarzyło. Co więcej, jakoś nie miałam wątpliwości co do tego, że Gabriel nie miał być zachwycony perspektywą tego, że miałabym gdziekolwiek wychodzić, nawet w towarzystwie jego siostry i szwagra. Problem polegał na tym, że nie mieliśmy pojęcia na czym stoimy, co w jakiś pokrętny sposób wszystko komplikowało, utrudniając podjęcie decyzji. To sprawiało, że miałam jeszcze więcej złych przeczuć, których w żaden sposób nie potrafiłam sprecyzować, a które z każdą kolejną sekundą coraz bardziej dawały mi się we znaki. Chciałam się jakkolwiek zdystansować, ale...
Cóż, to zdecydowanie nie miało być proste – przynajmniej nie w takim stopniu, jak mogłabym tego oczekiwać.
Nie podobała mi się panująca w domu Cullenów atmosfera, ale to było do przewidzenia. Gabriel został u nas, najwyraźniej czując się w obowiązku siedzieć przy Issie razem z Carlisle'm i Jasperem, którzy obiecali zająć się wszystkim. Mogłam tylko zgadywać, co takiego kierowało mim mężem, ale podejrzewałam, że tak naprawdę chodziło przede wszystkim o Claire – a więc córkę jego bliźniaczki, za którą (tak jak i jej matkę) oddałby życie. Rozumiałam to, więc próbowałam nie naciskać, ale prawda była taka, że o wiele pewniej czułam się, kiedy byliśmy razem. Być może zaczynałam być przewrażliwiona, ale stopniowo nabierałam pewności, że całe to szaleństwo miało jakieś głębsze dno – i było zaledwie początkiem czegoś większego, czego my byliśmy celem.
Trudno było mi stwierdzić, co myśleli o tym pozostali, nie miałam też odwagi, żeby tak po prostu zaczynać temat. Prawda była taka, że tego nie chciałam – naciskać i wnikać w szczegóły, których nawet nie znałam. Pewne było jedynie to, że wkrótce po tym, jak w okolicy pojawili się Volturi, nagle ktoś zaatakował dzieciaki na balu, a to... Och, to zdecydowanie nie mogło być przypadkiem. Już podczas uroczystości w Volterze, ogarnięta złymi przeczuciami i wrażeniem, że umyka mi coś bardzo ważnego, gotowa byłam przysiąc, że dzieje się coś ważnego. Wtedy to zignorowałam, błędnie jak się okazało, więc nie zamierzałam popełnić tego samego błędu po raz kolejny.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanfictionBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...