Alessia
Głos Belli niósł się echem korytarzami twierdzy. Niejednokrotnie słyszała dziewczynę rozeźloną, na dodatek w stopniu wystarczającym, żeby dość prawdopodobnym wydawało się, że wilkołaczyca zdecyduje się kogoś zabić, ale Ali nie przypominała sobie, kiedy Isabella wydawała się aż do tego stopnia rozeźlona – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
Usłyszała, że Ariel wzdycha i – mogła przysiąc – prawie na pewno wywraca oczami. Nie zaprotestowała, kiedy pociągnął ją za sobą, naturalnie decydując się zainterweniować, choć Alessia szczerze wątpiła w to, żeby którekolwiek z nich mogło coś zdziałać. Gdyby miała zliczyć te wszystkie razy, kiedy to od jej przyjazdu ktoś komuś próbował rzucić się do gardła, pewnie już dawno straciłaby rachubę. Wilkołaki miały to do siebie, że były impulsywne, choć do tej pory zdecydowanie częściej spotykała się z rzucającymi się na siebie młodziakami, bo to tym z trudem przychodziło opanowanie uczuć. Cóż, kłótnie w przypadku Belli i Victora również zdarzały się często, poza tym bywały niemniej spektakularne, ale mimo wszystko...
Ani ona, ani Ariel nie mieli problemu z tym, żeby zorientować się skąd dochodziły krzyki Belli. Kuchnia była jednym z nielicznych miejsc, gdzie potrafiła dojść, nie gubiąc się po drodze, dlatego bez trudu zorientowała się, że to właśnie tam prowadził ją jej towarzysz. Uniosła brwi, mimowolnie krzywiąc się, kiedy zaczęła rozumieć poszczególne słowa, uświadamiając sobie, że pomijając liczne groźby, znamienitą większość stanowiły tak wyszukane wiązanki przekleństw, że aż poczuła się nieswojo. Zawsze wiedziała, że ta kobieta bywała porywcza, ale tym razem przechodziła samą siebie, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
– Co się znowu dzie...? – zaczął natychmiast Ariel, ledwo tylko przekroczyli próg pomieszczenia, ale nie było dane mu skończyć.
Alessia jęknęła, kiedy niemalże przygniótł ją do ściany, żeby zejść z drogi... latającemu krzesłu. Mebel zniknął im z oczu, a sądząc po dźwięku, który doszedł ich chwilę później, najpewniej skończył połamany na kawałeczki. Wzięła kilka głębszych wdechów, zdecydowanym ruchem odpychając od siebie Ariela, żeby nie ryzykować, że ten połamie jej żebra. Próbowała zrozumieć, co tak naprawdę działo się wokół niej, ale to okazało się co najmniej problematyczne, skoro w kuchni panował ni mniej, ni więcej, ale po prostu chaos.
– Takie tam kłótnie kochanków – doszedł ją głos jednego z młodszych, zamieszkujących twierdzę wilkołaków. Dopiero wtedy zauważyła, że kilku młodziaków skryło się w kącie, z zaciekawieniem śledząc następujące po sobie wydarzenia. O, tak, to naprawdę super sprawa!, zadrwiła w myślach, ostatecznie zostawiając wszelakie uwagi dla siebie. – Vick ma przerąbane... Chyba.
Sądząc po tonie, chłopak nie był takim stanem rzeczy szczególnie zmartwiony.
W tamtej chwili sama zaczęła mieć ochotę na to, żeby jednak zacząć kląć, ale zdołała się powstrzymać. W zamian poderwała głowę, by móc wypatrzeć Victora, który – niech go szlag! – sprawiał wrażenie co najwyżej zakłopotanego, ale na pewno nie przejętego tym, że ktokolwiek mógłby próbować go zabić. Trzymał się na dystans od Belli, obserwując ją, kiedy krążyła nerwowo, aż trzęsąc się ze złości i raz po raz wodząc wzrokiem dookoła, najpewniej w poszukiwaniu czegoś, czym jeszcze mogłaby rzucić. W tamtej chwili zaczęła dziękować losowi za to, ze stojak ze sztućcami, a już zwłaszcza nożami, znajdował się dość daleko, by wilkołaczyca nie miała do niego bezpośredniego dostępu.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanfictionBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...