Sto czterdzieści jeden

22 3 0
                                    

Beatrycze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Beatrycze

– Beatrycze! – usłyszała, ledwo tylko zbliżyła się do domu.

Uśmiechnęła się, kiedy przy niej dosłownie zmaterializowała się Alice. Chociaż kiedy ostatnim razem widziała dziewczynę, ta skutecznie wytrąciła ją z równowagi, uświadamiając, że wszyscy wokół mogliby ją okłamywać, nie zaprotestowała, kiedy wampirzyca w najzupełniej naturalnym dla siebie odruchu zdecydowała się ją uściskać. Nie była na nią zła – już nie – w jakiś niepojęty, nie do końca zrozumiały dla niej sposób wiedząc, że chcieli dobrze, nawet jeśli metoda, którą wybrali, niekoniecznie była jej na rękę. No cóż, była w stanie to przecierpieć, zwłaszcza teraz, kiedy miała Camerona, a ten niezmiennie był z nią szczery.

Alice odsunęła się, w zamian obdarowując Beatrycze zaciekawionym spojrzeniem lśniących, złocistych oczu. Zauważyła, że wampirzyca kątem oka zerknęła na Lawrence'a, jednak nawet słowem nie skomentowała jego obecności. Sam zainteresowany wydawał się skupiony przede wszystkim na udawaniu, że nie istnieje, co też było do przewidzenia, chociaż i tak sprawiło, że miała ochotę wywrócić oczami. Jeśli teraz na wszystkie możliwe sposoby zamierzał dawać jej do zrozumienia, jak bardzo „skrzywdziła" go koniecznością przebywania w tym miejscu, zapowiadało się naprawdę ciekawie.

– Dobrze wiedzieć, że jesteś cała – stwierdziła nieco nerwowym tonem Alice. – Mam na myśli... Przepraszam za ostatni raz, ale naprawdę nie widziałam powodu, żeby... – Urwała, po czym wzruszyła ramionami. – Przepraszam.

– W porządku.

Wampirzyca rzuciła jej co najmniej zaskoczone spojrzenie, najwyraźniej nie spodziewając się tak lakonicznej odpowiedzi, ale Beatrycze nie zamierzała się z czegokolwiek tłumaczyć. Mogła próbować się kłócić, ale to wydawało się stratą czasu, Alice zresztą miała w sobie coś, co nie pozwalało długo się na nią irytować. Inną kwestią pozostawało to, że myślami wciąż była gdzieś przy Lawrence'ie – w tamtym domu, raz po raz próbując uporządkować to, co się wydarzyło, choć naturalnie nie była w stanie. To sprawiało, że czuła się jeszcze bardziej oszołomiona, pomimo usilnych prób nie potrafiąc zmusić się do pełnej koncentracji na tym, co działo się wokół niej.

– Tak... – Alice zawahała się zaledwie na ułamek sekundy, prawie natychmiast odzyskując nad sobą zapanowanie. Beatrycze nie próbowała protestować, kiedy wampirzyca jak gdyby nigdy nic chwyciła ją za rękę. – Nie wiedziałam, że przyjdziecie. Trochę, dziwne, skoro was powinnam akurat widzieć, ale...

– Może o znak, że najwyższa pora się ewakuować – mruknął z rezerwą Lawrence, a ona cicho westchnęła, przez krótką chwilę mając ochotę mu przyłożyć. – Beatrycze się uparła, co teoretycznie mnie nie dziwi, skoro mój syn wydzwaniał do niej jak jakiś desperat, żeby upewnić się, że wciąż jest żywa. Tak, jest. I to w nienaruszonym stanie, o ile w wolnej chwili sama nie zrobiła sobie krzywdy.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz