Elena
Dotychczas trwała skryta w mroku, słuchając... W zasadzie sama nie była pewna czego. Z uwagą obserwowała dwóch mężczyzn, ale chociaż obu znała – potrafiła wymienić ich imiona, poza tym dobrze wiedziała, że są spokrewnieni zarówno ze sobą, jak i również z nią – ani ich rozmowa, ani słowa, które wydawały się dotyczyć jej, nie robiły na Elenie najmniejszego nawet wrażenia. Co prawda jakaś jej cząstka wydawała się sugerować, że powinny – i że w tamtej chwili powinna poczuć coś więcej – ale pomimo tego dziewczynie towarzyszyła tylko i wyłącznie pustka.
Zareagowała dopiero z chwilą, w której pojawiła się pani, choć i wtedy cierpliwie poczekała aż ta przywoła ją do siebie. Nawet chwili nie wahała się przed wyjściem z ukrycia, natychmiast podchodząc bliżej. Ostrożnie stawiała kroki, aż nazbyt świadoma tego, że każdy jej krok jest uważnie śledzony i to nie tylko przez Isobel. W tamtej chwili czuła się jak gwiazda, ale to w zupełności Elenie odpowiadało, a przynajmniej miała wrażenie, że kiedyś lubiła przyciągać uwagę.
Poczuła muśnięcie chłodnych palców na ramionach i zrozumiała, że Isobel jest tuż za jej plecami. Zatrzymała się, spokojnie stojąc w miejscu i pozwalając na to, żeby królowa jej dotykała. Chłód mógłby być nieprzyjemny, ale zdążyła do niego przywyknąć; w zasadzie w pewnym momencie doszła do wniosku, że tak naprawdę nie ma dla niej znaczenia, będąc co najwyżej kolejnym sposobem na okazanie słabości. To nie wchodziło w grę, a przynajmniej Elena miała przeczucie, że skarżąc się na cokolwiek, mogłaby najwyżej zdenerwować panią.
– Jestem – powiedziała cicho, chociaż to jedno Isobel zdążyła zauważyć, nie jako jedyna zresztą.
Coś w jej głosie musiało otrzeźwić pozostałą dwójkę, bo ci patrzyli się na nią z jeszcze większą intensywnością niż do tej pory. Jeden z nich – Carlisle – zrobił krok naprzód, przez moment wyglądając na chętnego, żeby ją pochwycić. Napięła mięśnie, podświadomie przygotowując się do odparcia ataku, bo zdecydowanie nie zamierzała pozwolić na to, żeby ktokolwiek ją skrzywdził. Nie, miało być odwrotnie – to ona powinna nieść ze sobą śmierć.
– Elena...
Nawet nie drgnęła. Znali jej imię nie dlatego, że pani je wypowiedziała, ale przez to, że w przeszłości mieli dla siebie nawzajem znaczenie. Tak, kiedyś bez wątpienia takie myślenie miało znaczenie – aż do tego momentu, bo teraz pewne kwestie uległy zmianie. Coś w niej umarło, a może to ona pozwoliła pogrzebać cząstkę siebie. Jakkolwiek by nie było, z perspektywy Eleny już o tak nie miało znaczenia.
– Czegoś... hm, mi nie powiedziałeś? – zapytał cicho Lawrence, w przeciwieństwie do syna najwyraźniej woląc trzymać się na dystans. On też wpatrywała się w nią jak urzeczony, wyraźnie mając problem z trzymaniem nerwów na wodzy.
– Rafael powiedział, że znajdzie sposób, żeby ona wróciła... A rano zniknęła – wyjaśnił cicho Carlisle, wydając się zwracać bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. To było tak, jakby mówił, żeby samemu zrozumieć, chociaż to mu nie wychodziło. Czuła, że tak jest. – Ale to nie jest możliwe...
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanficBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...