Sto sześćdziesiąt cztery

14 2 0
                                    

Isabeau

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Isabeau

Zaklęła, sama niepewna w jaki sposób powinna zareagować. Zdecydowanie nie w ten sposób wyobrażała sobie przyjście tutaj. Już nawet nie chodziło o zamieszanie i konieczność walki, bo żaden z obecnych wampirów nie wydawał się godnym walki przeciwnikiem. Co więcej, nikt nie sprawiał wrażenia chętnego, by choćby próbować mierzyć się z nią albo Rufusem, o czym przekonała się z chwilą, w której jedna ze ścian dosłownie eksplodowała, a dookoła na powrót zapanowało zamieszanie. Chwilę później zauważyła, że dziewczyna, którą przepytywała, po prostu uciekła, wykorzystując okazję, żeby wydostać się na zewnątrz i popędzić w noc, z uporem podążając za mężczyzną, który po nią przyszedł.

Isabeau zacisnęła usta. Wiedziała już, że miała do czynienia z Melanie – wampirzycą, która najpewniej była partnerką nieśmiertelnego, który polował na ukochaną Damiena. Najwyraźniej wszystko było o wiele bardziej złożone, niż mogłoby się wydawać do tej pory. Tych kilka sekund, które spędziła na lustrowaniu umysłu dziewczyny, w zupełności wystarczyło, by uświadomić kapłance, że w grę mogliby wchodzić zarówno Volturi, jak i Claudia, a to... Och, to zdecydowanie nie prezentowało się dobrze – i to nie tylko dlatego, że na samą wzmiankę o stwórczyni Dimitra miała ochotę zabić kogoś gołymi rękami. Liczył się trop, który mógł okazać się kluczowy, a jednak...

Och, to teraz nie było istotne.

Skrzywiła się, po czym z wolna zaczęła wycofywać, wstrzymując oddech, by nie katować się koniecznością oddychania wypełnionym pyłem powietrzem. W jakimś stopniu była na siebie zła za to, że pozwoliła uciec Melanie, ale z drugiej strony, miała wrażenie, że to najrozsądniejsze, go mogłaby zrobić. Gdyby spróbowała naciskać, efekt mógłby być naprawdę różny, a tak...

– Isabeau, do cholery!

Wywróciła oczami, słysząc poirytowany głos Rufusa. Nie od razu zdecydowała się przenieść na niego wzrok, po czym wymownie uniosła brwi, od razu orientując się, że wampir był w co najmniej podłym nastroju. Spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że sam przemieści się, by z wprawą zablokować drogę ucieczki drugiej z kobiet – Marcy, która irytowała go właściwie od chwili, w której pojawili się w tym miejscu. Zdążyła poznać Rufusa na tyle dobrze, by wiedzieć, że mało kiedy przebierał w środkach, zwłaszcza kiedy był zdenerwowany, ale i tak zaskoczył ją tym, jak ostatecznie zareagował, początkowo blokując nieśmiertelnej drogę, by w następnej sekundzie – poruszając się tak szybko, że nawet ona nie od razu zauważyła, że miał przy sobie zapalniczkę – sprawić, że kobieta tak po prostu stanęła w płomieniach.

Nieźle go wzięło, pomyślała mimochodem, ale mimo wszystko nie poczuła się jakość szczególnie zszokowana. Wzdrygnęła się jedynie z chwilą, w której usłyszała wrzask Marcy – przeszywający i ostatecznie ucięty, co wydało się Beau nawet gorsze, niż gdyby wampirzyca krzyczała dalej. Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści, obserwując płonące, przez kilka następnych sekund utrzymujące się jeszcze w pinie ciało, zanim to ciężko osunęło się na posadzkę. Fioletowy, wręcz przyprawiający o mdłości przez swoją słodycz dym jak na zawołanie wypełnił całe pomieszczenie, rozprzestrzeniając się równie gwałtownie, co i płomienie, które prawie natychmiast wymknęły się spod kontroli. Co prawda ostatnim, czego potrzebowali, było pożar, ale po chwili wahania Isabeau ostatecznie doszła do wniosku, że to najlepsze rozwiązanie.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz