Sto czterdzieści dwa

17 3 0
                                    

Beatrycze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Beatrycze

Zawahała się, przez dłuższą chwilę zastanawiając nad tym, czy nie powinna się wycofać. Było coś przenikliwego w ciszy, która zapadła tak nagle, wydając się dość jednoznacznie świadczyć o tym, że Jocelyne wolała zostać sama. Beatrycze nerwowo napięła mięśnie, wciąż nasłuchując i próbując ocenić, czego tak naprawdę powinna się spodziewać. Wiedziała, co potrafi ta dziewczyna, więc perspektywa mówienia do siebie nie wydawała się czymś aż tak szokującym, a jednak...

– Tak? – Mimo wszystko jej ulżyło, kiedy usłyszała znajomy, wciąż odrobinę drżący głos. Wrażenie było takie, jakby najmłodsza z Licavolich wciąż jeszcze nie do końca panowała nad nerwami, wyraźnie w czymś wzburzona. – Zaraz przyjdę, ale...

– To ja – przerwała pośpiesznie Beatrycze. – Mogę wejść?

Po drugiej stronie po raz kolejny na dłuższą chwilę zapanowała cisza.

– Jasne.

Po tonie Joce trudno było stwierdzić, czy naprawdę miała na to ochotę. Beatrycze zacisnęła palce na klamce, ostatecznie wślizgując się do środka, by nie dać sobie czasu na wątpliwości. Krótko rozejrzała się dookoła, do ostatniej chwili spodziewając się zobaczyć w sypialni kogoś prócz drobnej pół-wampirzycy, szybko jednak przekonała się, że jak najbardziej nie ma na co liczyć.

Jocelyne siedziała na łóżku, milcząca i wyraźnie podenerwowana. Po wyrazie jej twarzy Beatrycze z miejsca zorientowała się, że dziewczyna albo płakała, albo przynajmniej była tego bliska. W pierwszym odruchu zapragnęła powiedzieć coś, co zabrzmiałoby choć odrobinę pociesznie albo od razu otoczyć Joce ramionami, jednak ostatecznie zdołała się powstrzymać. Prościej było milczeć i udawać, że nic godnego uwagi nie miało miejsca, przynajmniej do czasu, kiedy pół-wampirzyca sama nie zdecydowałaby się na zwierzenia.

– Wszystko w porządku? – zapytała z opóźnieniem Beatrycze, ostrożnie dobierając słowa. – Mam na myśli...

– Nic mi nie jest – usłyszała w odpowiedzi.

W tonie Joce było coś niemal desperackiego, jakby sama również pragnęła uwierzyć w to, co mówiła. Od samego początku wydawała się drobna i krucha, ale w tamtej chwili wrażenie to dodatkowo się pogłębiło. W efekcie Beatrycze nie miała wątpliwości co do tego, dlaczego wszyscy w większości przypadków traktowali dziewczynę jak dziecko, poddając się instynktom opiekuńczym. Sama doświadczała dokładnie tego samego, mimowolnie zastanawiając się nad tym, co i dlaczego powinna powiedzieć, żeby zostało odebrane właściwie.

– Chciałam cię zobaczyć – powiedziała w końcu, staranie dobierając słowa. – Mogę wyjść, jeśli chcesz posiedzieć sama, ale... Chyba po prostu się stęskniłam.

Cóż, jakby nie patrzeć to nie było kłamstwem. Tak przynajmniej sądziła, chwilami samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, czego tak naprawdę chciała. W głowie wciąż miała mętlik i choć rozmowa z Carlisle'm w znacznym stopniu rozjaśniła sytuację, Beatrycze wciąż nie miała pewności, czego tak naprawdę powinna się spodziewać.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz