Sto osiem

24 3 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Strych był zakurzony, ale mogła się tego spodziewać. Z zaciekawieniem rozglądała się po zaciemnionym pomieszczeniu, czekając na okazję, żeby się do czegoś przydać, chociaż szczerze wątpiła, że jej pomoc okazała się Esme niezbędna. Biorąc pod uwagę fakt, że była najbardziej niezdarną osobą w rodzinie, Joce wręcz zakładała, że dodatkowo skomplikuje wampirzycy zadanie, ale babcia wydawała się nie mieć niczego przeciwko jej towarzystwu. Wręcz przeciwnie – sama zasugerowała, żeby dziewczyna z nią poszła, Jocelyne zaś nawet nie próbowała się zastanawiać, nie mają nic przeciwko wspólnemu spędzaniu czasu. W zasadzie doświadczenie samo w sobie było czymś, co w przyjemny sposób kojarzyło się jej z przeszłością, kiedy często próbowała „pomagać" czy to w ogrodzie, czy gdziekolwiek indziej.

Wiedziała, że Esme często gromadziła różne rzeczy – najczęściej ubrania, które tak często zmieniały Alice i Rosalie – później swobodnie mogąc się ich pozbywać, chociażby poprzez przekazanie fundacjom charytatywnym. Kiedy jeszcze wszyscy przebywali w Mieście Nocy, podobne akcje nie wchodziły w grę, ale Seattle dawało o wiele swobodniejszy dostęp do miejsc, których mogliby potrzebować do współegzystowania z ludźmi. Jocelyne niekoniecznie ciągnęło z powrotem do szkoły czy gdziekolwiek, gdzie musiałaby przebywać pośród śmiertelników, zwłaszcza po doświadczeniach z ośrodka woląc trzymać się tylko i wyłącznie najbliższych. Zdawała sobie sprawę z tego, że to nie najszczęśliwszy pomysł, ale nie chciała się tym przejmować. Co więcej, pomaganie Esme w przeglądaniu rzeczy zdecydowanie nie wymagało myślenia poza tym – jak przynajmniej miała nadzieję – nie mogło być niebezpieczne... Teoretycznie, tym bardziej, że w najgorszym wypadku mogła co najwyżej wpaść do pudełka.

– W porządku? – Esme spojrzała na nią w niemalże troskliwy sposób, jednocześnie wzbudzając w dziewczynie wątpliwości. – Dawno nie miałam okazji się tobą nacieszyć – wyjaśniła, podchwyciwszy zdezorientowany wzrok Jocelyne.

– Przecież cały czas tutaj byłam – zauważyła, ale Esme tylko potrząsnęła głową.

– Tak – przyznała z wahaniem. – Zamknięta w swoim pokoju... Cieszy mnie, że już tego nie robisz – dodała, a Joce wysiliła się na blady uśmiech.

Och, gdyby to było takie proste, bez wahania obiecałaby, że teraz wszystko będzie w porządku. Poniekąd już czuła się pewniej, zwłaszcza odkąd wiedziała, co takiego było z nią nie tak – przynajmniej do pewnego stopnia, bo zarazem wciąż czuła się okropnie ze świadomością tego, co potrafiła. To zdecydowanie nie było normalne, więc i powrót do „normalności" wydawał się w tym wypadku mocno naciąganą, niemożliwą do zrealizowania perspektywą. Przynajmniej z jej perspektywy tak było, a Joce nie była w stanie choćby wyobrazić sobie, że kiedykolwiek widzenie duchów albo – co przerażało ją jeszcze bardziej – wskrzeszanie umarłych, miało przejść do porządku dziennego. To po prostu nie miało racji bytu, jednak nie zamierzała się nad tym rozwodzić.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz