Layla
Napięła mięśnie, coraz bardziej zaniepokojona. Wiedziała, że coś jest nie tak, ale za żadne skarby nie była w stanie stwierdzić, w czym rzecz. Z uwagą obserwowała Jaquesa, po jego wyrazie twarzy próbując stwierdzić, czego tak naprawdę powinna się spodziewać, ale nie była w stanie. Wiedziała jedynie, że wampir wydawał się doskonale bawić jej kosztem – i że to zdecydowanie nie wróżyło niczego dobrego.
– Poważnie pytasz? – rzucił z opóźnieniem mężczyzna, nie odrywając od niej wzroku. – Ja tam doskonale pamiętam nasze ostatnie spotkanie i...
– Bredzisz od rzeczy – stwierdziła, potrząsając z niedowierzaniem głową.
To, co mówił, nie miało sensu, przynajmniej teoretycznie. Próbowała nadążyć za jego tokiem rozumowania, by móc stwierdzić, dlaczego w ogóle próbował ją prowokować, ale to okazało się niemożliwe. Mimo wszystko z jakiegoś powodu perspektywa dalszej rozmowy wzbudzała w dziewczynie niepokój tym silniejszy, skoro od samego początku wyczuła, że Jaques nie miał względem niej dobrych zamiarów.
– Naprawdę? – Z jakiegoś powodu coś w uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, sprawiło, że z miejsca zapragnęła go uderzyć. Kiedy do tego wszystkiego wysunął kły, serce jak na zawołanie zabiło jej szybciej, nieprzyjemnie tłukąc się o żebra. – Nie wiem, może się nie znam... W końcu to ty prowadzałaś się z wariatem – stwierdził, ale tym razem nawet nie drgnęła, po prostu go obserwując.
W porządku, więc jednak chciał ją zdenerwować. To było do przewidzenia, więc o wiele łatwiej przyszło Layli zapanowanie nad emocjami. Nie zamierzała dać nikomu z obecnych choćby cienia satysfakcji, a już zwłaszcza komuś, kto wzbudzał w niej wyłącznie negatywne odczucia. Jaques od samego początku miał w sobie coś, co sprawiało, że wolała trzymać się od niego na dystans, niezależnie od możliwych konsekwencji. Ta jedna kwestia nie uległa zmianie, nie wspominając o sposobie, w jaki spoglądała na tego wampira przez wzgląd na sytuację, w której oboje się znaleźli. Wciąż pamiętała jego spojrzenie i spokój, który okazywał, kiedy na jego oczach sprawiali jej ból. Teoretycznie to nie miało znaczenia, ale...
– Wciąż to robię – stwierdziła chłodno. Gniewnie zmrużyła oczy, coraz bardziej podenerwowana. – Skończyłeś już może?
– Niekoniecznie. – Jaques posłał jej niemalże uprzejmy uśmiech. – Ale to miłe, że się przyznałaś. Pamiętasz więc może, że twoja krew jest bardziej niezwykła od mojej... On sam to stwierdził, prawda?
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, przez krótką chwilę mając wątpliwości co do tego, czy dalsze prowadzenie tej dyskusji w ogóle miało sens. Nie rozumiała, co takiego chodziło temu wampirowi po głowie, nie wspominając o tym, że zdecydowanie nie miała cierpliwości, żeby próbować to roztrząsać. Nie była też pewna, dlaczego coś w spojrzeniu nieśmiertelnego sprawiło, że z miejsca zrobiło jej się zimno i że zapragnęła natychmiast zejść wszystkim wokół z oczu. Próbowała przeanalizować własne słowa, żeby stwierdzić, czy to możliwe, by powiedziała coś niewłaściwego, nim jednak zdążyła się nad tym zastanowić, panującą dookoła ciszę przerwał krzyk.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanficBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...