Sto dziewięćdziesiąt

15 3 0
                                    

Claire

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Claire

Dzwonek komórki skutecznie wyrwał ją z zamyślenia. Poderwała głowę, na krótką chwilę zamierając z długopisem w ręce, po czym w pośpiechu rozejrzała się, szukając wzrokiem telefonu. Przed odebraniem krótko zerknęła na wyświetlacz, a serce jak na zawołanie zabiło jej szybciej, kiedy zauważyła imię Matta. Początkowo brała pod uwagę, że to Lucas będzie dobijał się do niej bez jakiegoś konkretnego powodu, tym bardziej że cały czas kręcił się gdzieś w pobliżu, ale świadomość, że chodziło o jego brata, zmieniała wszystko.

Zawahała się, zanim zdecydowała się nacisnąć zieloną słuchawkę. W pośpiechu nabrała powietrza do płuc, gotowa pominąć jakiekolwiek powitania i od razu zapytać o Marissę, nim jednak zdołała wykrztusić z siebie chociaż słowo, przerwał jej znajomy głos:

– Claire.

Z wolna wypuściła powietrze, wciąż dziwnie oszołomiona.

– O bogini... – wyrwało jej się, a po drugiej stronie usłyszała melodyjny, chociaż jak najbardziej znajomy śmiech.

– Bez przesady – stwierdziła z entuzjazmem Issie. Nawet przez telefon brzmiała inaczej, bardziej melodyjnie niż zazwyczaj, ale to nie wydało się Claire niczym złym. Już słyszała ten nowy głos, zresztą w emocjach i tak nie zwracała na to uwagi. – Chociaż może coś w tym jest. Jak tak obserwuję się w lustrze, to faktycznie wglądam jak jakaś bogini... No, poza oczami. Te oczy są straszne.

Claire otworzyła i zaraz zamknęła usta, co najmniej wytrącona z równowagi beztroską, która pobrzmiewała w głosie dziewczyny. Issie, która nawijałaby jak katarynka, na dodatek o czymś małoistotnym, biorąc pod uwagę to, że była wampirzycą? Och, tak, to zdecydowanie brzmiało jak ona! Była wręcz skłonna stwierdzić, że mogła się takiej reakcji spodziewać, ale czuła się zbyt oszołomiona, by wykrztusić z siebie chociaż słowa. Przynajmniej początkowo była w stanie co najwyżej słuchać, reagując dopiero w chwili, w której Marissa zamilkła, wyraźnie czekają na jakąkolwiek reakcję.

– Ja... Wszystko w porządku? – wypaliła w końcu, chociaż czuła, że to co najmniej głupie pytanie. Zdecydowanie tak było, biorąc pod uwagę okoliczności. – To znaczy...

– Rany, jakaś ty zestresowana – przerwała jej Issie. Wciąż brzmiała we wręcz zadziwiająco spokojny, opanowany sposób. – Wszystko gra, tak sądzę. Swoją drogą, która jest u ciebie godzina? Nie znam się na strefach czasowych, więc jeśli cię obudziłam, to przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać... – Urwała, żeby złapać oddech. Nawet nie dała przyjaciółce okazji na to, żeby odpowiedzieć, prawie natychmiast zaczynając mówić dalej i najwyraźniej nie będąc w stanie powstrzymać się przed wyrzuceniem z siebie wszystkiego, co zaplanowała. Claire wręcz była w stanie wyobrazić sobie wyraz jej twarzy, zwłaszcza że Issie od zawsze miała w zwyczaju mówić dużo i szybko, najwyraźniej nie potrafiąc usiedzieć w ciszy. – Żebyś ty wiedziała, jak tutaj jest ślicznie... Rosalee ma cudowny dom. W ogóle okolica tutaj jest taka ładna, że aż nie mogę się napatrzeć. – Zaśmiała się nerwowo. – Chociaż teraz wszystko jest śliczne. I wyraźne... Już nie muszę nosić soczewek. To fajne, wiesz?

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz