Isabeau
Nerwowo napięła mięśnie, obserwując. Mira z wolna złożyła skrzydła, uparcie milcząc, co z miejsca zaczęło doprowadzać kapłankę do szału. W ostatniej chwili powstrzymała się od gniewnego warknięcia, dochodząc do wniosku, że w ten sposób mogłaby co najwyżej pogorszyć sytuację, nie wspominając o tym, że perspektywa szarpania się z demonicą zdecydowanie nie była jej na rękę.
– O co chodzi? – zapytała, siląc się na cierpliwość. Co prawda Marco zdążył wyczerpać wszelakie pokłady wolnej woli, którymi dysponowała, ale to nie miało znaczenia. Była królową, a to do czegoś zobowiązywało. – Nie do końca rozumiem, dlaczego ty...? – zaczęła, ale kobieta nie pozwoliła Beau dokończyć.
– Mój brat powiedział, żebym ze wszelakimi informacji przychodziła do ciebie, wieszczko – wyjaśniła usłużnie. Żaden z demonów nigdy nie nazywał ją królową, ale nie miała im tego za złe. Wręcz przeciwnie – wolała, żeby tego nie robiły, skoro ten tytuł niezmiennie kojarzył się wampirzycy z Isobel. Podejrzewała, że to przede wszystkim w tym leżał problem, ale zachowała wszelakie uwagi dla siebie, bardziej przejęta tym, co miała do powiedzenia Mira. – Tak więc jestem. I śmiem twierdzić, że natrafiłam na coś, co wszystkich was zainteresuje.
– Chodzi o moją córkę? – wtrącił natychmiast Marco.
Miriam wyprostowała się, po czym spojrzała na mężczyznę z rezerwą, dla pewności odsuwając się, kiedy ten zrobił krok w jej stronę. Po zachowaniu demonicy dało się poznać, że nie była zachwycona perspektywą zostania posłańcem, co zresztą nie wydało się Beau dziwne. Te istoty zachowywały się w równie dumny sposób, co i ona sama, co jednak nie zmieniało faktu, że konieczność czekania na wyjaśnienia zaczynała naprawdę działać wampirzycy na nerwy.
– Mam rozmawiać z kapłanką – przypomniała Mira, niemalże cedząc kolejne słowa. – Nie przypominam sobie, żeby...
– Jeśli zaraz nie przejdziesz do rzeczy, zrobię się bardzo nieprzyjemny – oznajmił lodowatym tonem Marco. Jego rubinowe tęczówki pociemniały, kiedy zmierzył Miriam gniewnym, ostrzegawczym spojrzeniem. – Wierz mi, nie chcesz mnie drażnić. A poza tym... – zaczął, zamierzając dodać coś jeszcze.
Beau warknęła, przez krótką chwilę mając ochotę potrząsnąć każdym z obecnych z osobna. Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, przez krótką chwilę mając wrażenie, że słucha kłótni dzieci, które nie dostrzegając powagi sytuacji.
– Dość! – syknęła, tym samym skutecznie ucinając wszelakie dyskusje.
Wypuściła powietrze ze świstem, mimo wszystko zaskoczona tym, że oboje usłuchali. Co prawda z wyraźną niechęcią i spojrzeniami, które jednoznacznie świadczyły o tym, że przy odrobinie szczęścia jednak rzuciliby się sobie do gardeł, ale jednak. W innym wypadku chyba nawet nie miałaby nic przeciwko, ale w tamtej chwili działo się zbyt wiele istotnych rzeczy, by chciała zrozumieć, z czym przybyła Miriam.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VII: PRZEBUDZENIE] (TOM 1/2)
FanfictionBeatrycze nie pamięta, co stało się, zanim ponownie otworzyła oczy. Budzi się na cmentarzu - naga, przerażona i pozbawiona jakichkolwiek wspomnień. Nie rozumie intensywności otaczającego ją świata oraz tego, dlaczego całą sobą lgnie do pozornie obce...