NARRATOR: Albus Potter
.
.
.
Albus i Scorpius robią czary-mary w kuchni. Nic tak nie przybliża ludzi do siebie, jak surowe ciasto na twarzy!
.
.
.
— Al, powiedz szczerze: jesteś absolutnie pewien, że chcesz to zrobić?
Zaciskam szczękę, czując determinację gnającą przez moje żyły jak stado dzikich rumaków. — Absolutnie.
— Wiesz, że możesz się jeszcze wycofać, prawda? Nie musisz się tego podejmować, kochanie.
Kręcę głową. — Nie, Scor, chcę to zrobić. Wierz mi. Nigdy nie byłem bardziej pewien.
Wzdycha, zawiązując swój fartuch z grupką kolorowych chomików gryzących się nawzajem za uszy (prezent urodzinowy od babci Weasley). — No dobrze. Zatem... pieczmy!
I tak oto rozpocząłem swoją pierwszą lekcję pieczenia z Szefem Kuchni Scorpiusem (tytuł tylko dla zabawy).
***
— Scor! — wołam, gdy wraca do kuchni. — Merlinie, co mam teraz zrobić?!
— Spokojnie, kocie, nie stresuj się. Co się stało? Nic nie eksplodowało ani nie płonie, z tego co widzę...
— Ciasto zaczęło rosnąć! — wyrzucam, prawie krztusząc się powietrzem.
Mruga na mnie. — No... To dobrze. Powinno rosnąć.
— Ale... — Zaciskam drżącą dłoń w ulepionych gdzieniegdzie surowym ciastem włosach. - A co jeśli dodałem za dużo proszku do pieczenia? Co jeśli ono wybuchnie? Będziesz musiał czyścić cały piekarnik!
Kręci głową, ścierając palcem surowe ciasto z mojego policzka.
— Wyszedłem tylko na momencik do łazienki, a ty już zdążyłeś przyprawić się o atak paniki? Al, powiedziałem ci dokładnie, ile czego dodać, monitorowałem twoje postępy od A do Z, a potem razem włożyliśmy ciasto do piekarnika. Pamiętasz? Wszystko jest dobrze.
Przygryzam wargę, czując jak ciśnienie mi spada. — Obiecujesz?
Uśmiecha się. — Obiecuję. A tak swoją drogą... Jeśli ty coś ubrudzisz, ty będziesz to czyścił, kochanie.
***
— A może już?
— Nie, Al, powinno ostygnąć.
Tykam parujące ciasto palcem. — Już nie jest gorące.
Przewraca oczami, uwijając się przy bałaganie, który narobiliśmy. — Dla ciebie może i nie, ale wierz mi, wciąż jest za gorące. Cierpliwości.
Wzdycham, opadając na krzesło. — Łatwo ci mówić. Dla ciebie to byłby pewniak, ale ja? To moje pierwsze może-wyszło-zjadliwe ciasto. Trudno jest tak siedzieć i czekać w niepewności... — Wzdrygam się, gdy przed moją spoconą twarzą pojawiają się trzy brudne łyżki.
— Zajmij się czymś, szybciej ci minie — oznajmia wesoło.
— Nie mogę po prostu ich wylizać? I tak nikt poza nami ich nie używa...
— Merlinie. — Unosi brwi, chyba trochę zszokowany. — Kocie, zdaję sobie sprawę, że jesteś sexy, ale są granice, wiesz?
***
Nie wierzę. Czy to cud? Jakaś magia, która niezauważenie wkradła się w alchemiczny proces?
A może...
— Scor, czy ty aby nie sypnąłeś tu ukradkiem jakiegoś zaklęcia? — Przyglądam mu się podejrzliwie.
Przełyka kęs ze swojego kawałka ciasta, unosząc na mnie te swoje duże oczy. — ...Nie.
.
.
.
Przyszło mi do głowy przed chwilą, takie małe wygłupianki na progu nowego rozdziału w życiu Albusa (a tym samym, Scorbusa). Ps: feedback jest fajny.
CZYTASZ
Scorbus
FanfictionDostępny również na AO3 (użytkownik: Wyrdmazer). Nikt nie zna miłości bardziej przenikliwej, niż miłość tych dwóch. Nie dostali wraz z nią gwarancji telepatii, lecz zsynchronizowali się jeszcze zanim poznali imię drugiego. Świat nie rozumie ich, oni...