JRK R.8 - Wszędzie to przeklęte zielarstwo!

179 6 2
                                    

UWAGA: Rozdział zawiera graficzne treści erotyczne.

.

.

.

Po lekcji okazało się, że prefekci mieli nagłe zebranie, więc kolejny raz Albus zobaczył Malfoya dopiero na kolacji.

Wyglądał na zmęczonego. Zdecydowanie daleko mu było do jego pełnej męskiego piękna wersji z pierwszej połowy dnia. Jego czoło zdobiły zmarszczki, gdy zajmował się rozmową z siedzącym obok niego chłopakiem (którego Albus nie kojarzył) bardziej niż jedzeniem.

Huh. Co takiego mogło się stać?

— Jakieś ciekawe nowiny? — zagadnął od niechcenia prefekta Gryffindoru.

Który westchnął.

— Jeśli ciekawi cię infrastruktura zamku...

Czyli nic się nie stało.

W takim razie co się stało Malfoyowi?


***


Nakarmiwszy swoje ciało ambrozją Hogwarckiego jadła, Albus z jakże szczerą radością zajął się fascynującą pracą kopiowania notatek z ostatniej historii magii. Cóż, głównie by odwrócić uwagę od dziecięcego rozdrażnienia, jakie zdawało się zaistnieć w nim wobec Malfoya. A może bardziej chciał uciec od mrocznych myśli... Co mogło się stać?

Emocjonalny dyskomfort ustąpił jednak miejsca radosnemu podekscytowaniu, gdy na drugi dzień przystojny Krukon w okularach znów emanował życiem na śniadaniu, jak gdyby przez noc jego cokolwiek-było-nie-tak-poprzedniego-dnia wyparowało.

Pomachał Albusowi ze swojego miejsca przy stole Ravenclawu. Wyglądając jak małe słońce (czy on zawsze był taki piękny?) i wywołując w Albusie nieprzyzwoitą radość.

Ten chłopak miał czar. Niesamowity czar.

Niesprawiedliwy czar.

Nieodparty.


***


Jakim cudem Albus nie zauważył tego wcześniej?!


***


Poświęcając nagle dużo czasu na intymne (jakkolwiek wciąż ze smutnego daleka) analizowanie każdego cala ciała Malfoya (na ile mógł, gdy jego większość skrywało przeklęte ubranie), jeszcze przed końcem tegodniowych lekcji Albus doszedł do wniosku, że ten chłopak był

prawdziwym tortem dla oczu, bogowie... Cieszył duszę, był nektarem dla mózgu spragnionego piękna.

Czystego męskiego piękna.

Może i Albus przesadzał, kto wie. Był najwidoczniej w tej fazie niedojrzałego zakochania. I brał to jak szło. Cieszył się tym, jak mocno jego mózg potrafi nagle cieszyć się

tym rozkosznym samcem który budził w nim niecodziennie silne pragnienie.

I tym, jak chętnie sam jego obiekt pozwalał mu je zaspokajać.

Scorpius Malfoy – prefekt i naczelny inteligent swojego domu – nie pozwoliłby sobie znieważyć bezcennych lekcji, co prawda to prawda, ale w bibliotece...

Albus siedział przy stoliku, wertując już drugi tom w poszukiwaniu czegoś, co wspomogłoby jego wysiłki napisania ponadprzeciętnie dobrego eseju z zielarstwa (może i robił to tylko po to, żeby pochwalić się nim potem Malfoyowi, może nie). I po raz kolejny ten sam chłopak, na którym być może próbował zrobić dobre wrażenie, mu w tym przeszkadzał.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz