Spokojny rozdzialik z mnóstwem myśli. Łagodny fluff, podszyty nieokreślonego źródła angstowością – ale spokojnie, nie ma żadnych dramatów ani niczego takiego. Jest jedynie trochę... dziwnie.
.
.
.
NARRATOR: Scorpius Malfoy
.
.
.
Moje rozchylone usta grają zaproszenie. Co je odbierze, co skorzysta,
co wejdzie?
Tajemnice, tajemnice, nieodpowiedziane pytania.
W świecie, w którym kwestionowalna egzystencja miesza się z żywym, pełnowymiarowym trwaniem, rozpoznaję tylko wodę. Ciemność napiera na moje ciało. Nie widzę, w czym tkwi moja świadomość. Nie wiem, czy jestem sobą, czy kimś lub czymś zupełnie innym.
Ruchy, które niemalże mimowolnie wykonuję, każą mi zrozumieć, że jestem człowiekiem.
Moja skóra sprawia dziwnie przyjemne wrażenie chłodnej. To mięta i świeżość przenikliwego, górskiego powietrza.
Lecz poza tym, ciemność ogarnia każdy centymetr, który moje oczy zdają się przemierzać.
Nie wiem nawet, czy je posiadam. A jeśli tak, wciąż nie mogę być pewien, że działają dobrze.
Być może wina za niedające się dojrzeć otoczenie leży wyłącznie po mojej stronie?
Brakuje mi tu czegoś. Ta niezidentyfikowana pustka doskwiera. Jakby kawałek mnie egzystował gdzieś po drugiej stronie... cokolwiek to znaczy... oderwany od domyślnej całości, którą tworzę, a jednak wciąż, w jakiś kuriozalny sposób, z nią połączony.
Magia wyższych sfer...
Gulgoczące brzmienie wypełnia świat. Podobnie jak dymokształtna ciemność, zdaje się napierać na mnie. Przestrzeń nieznośnie przybiera na gęstości.
Próbuję poruszyć kończynami, spojrzeć w górę, zrobić cokolwiek, byle nie trwać w bierności.
Gdy uspokajam tumult rozgrywający się w moich żebrach – cząsteczki krwi walczące o tlen, tlen, tlen... którego groźnie zaczyna brakować – zauważam intrygującą rzecz: przestrzeń zdaje się pchać mnie ku górze.
Nie mam pojęcia, dokąd trafię, jeśli się temu poddam; wygląda jednak na to, że nie mam szans tam nie trafić: ciśnienie to gigantyczny, nieznoszący sprzeciwu potwór. Jestem zbyt niewielki i niesilny, by się mu oprzeć.
Moja głowa przebija powierzchnię.
W jednej chwili, chcę zrobić dziesięć tysięcy rzeczy.
Wyjść z wody.
Dowiedzieć się, jak to możliwe, że to woda, skoro sprawiało wrażenie nieprzenikalnego, budyniowatego dymu.
Rozejrzeć się na wszystkie strony świata.
Zamknąć oczy, bo światło wpada w nie bez pukania i kłóci się z wciąż pamiętaną ciemnością.
Nie mrugać, nie zamykać oczu ani na momencik, by wchłonąć wzrokiem wszystko, co, jak znikąd, powstało wokół mnie.
Ale pewna rzecz – w jednej chwili majacząca na horyzoncie, wtem lewitująca tuż przy mnie – przykuwa moją uwagę nieuchronnie.
Znam go.
CZYTASZ
Scorbus
FanfictionDostępny również na AO3 (użytkownik: Wyrdmazer). Nikt nie zna miłości bardziej przenikliwej, niż miłość tych dwóch. Nie dostali wraz z nią gwarancji telepatii, lecz zsynchronizowali się jeszcze zanim poznali imię drugiego. Świat nie rozumie ich, oni...