Trzy razy na puch

429 13 11
                                    

UWAGA: one-shot zawiera graficzny seks. Oraz mnóstwo puchu i sporo rodziny.

.

.

.

NARRATOR: Albus Potter

.

.

.

Kolejny zwyczajny dzień, w którym Scor prawie zakłada szlafrok na rodzinny obiad u Potterów, pufek Lily prawie żegna się ze światem, a Albus prawie nie kupuje sztucznego lisiego ogona.

.

.

.

— A to? Co myślisz?

Przewracam oczami.

— Słońce, mówię ci po raz kolejny: załóż coś, w czym będziesz się dobrze czuł. To tylko głupi rodzinny obiadek, nie pokaz mody ani... konkurs piękności... czy cotamkolwiek ludzie odwalają.

Choć Scor definitywnie mógłby powalająco się na takowych zaprezentować. Oj, mógłby...

— Czy to naprawdę taka straszna zbrodnia, że chcę zrobić dobre wrażenie? — obdarza mnie wyrzutem.

— Ale przecież widzieliście się mnóstwo razy! A dobrą garść z tego spędziłeś u mnie w domu, nie tylko na obiadach, ale również na śniadaniach, deserach i kolacjach. Merlinie...

— To co innego, Al. Po raz pierwszy siądę z twoją rodziną do stołu oficjalnie jako twój chłopak. Chcę się godnie prezentować.

Rozpłaczę się zaraz. Przysięgam.

Dobra, na oglądanie najprzystojniejszego, najpiękniejszego człowieka we wszechświecie pozującego przede mną przez plus-minus godzinę w tuzinach garniturów, eleganckich koszul i gustownych koszulek (skąd on tego tyle ma...) absolutnie nie mogę narzekać. Ale, bogowie, moja zaborczość nie pomogła, gdy trzeba się było ustawiać w kolejce po cierpliwość.

— Wiesz, zdradzę ci sekret. Chodź — gestykuluję ku niemu.

Marszczy brwi. — Nie możesz mi go po prostu powiedzieć? Przecież jesteśmy sami.

— Eh, kto wie czy tacy sami... Mawiają, że ściany mają uszy...

Kręci głową, lecz podchodzi do mnie i pochyla się, bym mógł wyszeptać mu prosto do ucha:

— Moja rodzina uważa, że noszenie eleganckich ubrań to efekciarstwo i próby dopasowania się pod zbędne społeczne normy.

— Hej! — Odsuwa się wtem ode mnie. — Ja też tak uważam.

Taksuje bystrymi oczami mój uśmieszek.

Wzdycha. — Rozumiem, rozumiem. W porządku więc! Pójdę w szlafroku.

Parskam śmiechem, gdy w głowie wykwita mi mina mojego ojca na widok poprawnego do bólu syna Draco Malfoya paradującego po jego domu w samym szlafroku. To byłby szok.

— Mógłbyś, Scor. Autentycznie. Szczególnie w tym miękkim i puszystym. Lily byłaby wniebowzięta; ma bzika na punkcie puchatości — rechoczę. Lecz wtem dopada mnie post-refleksja. — ...Dobra, po namyśle, jednak nie szlafrok. Nikt mi cię nie będzie obmacywał.

Chichocze pod nosem, ściągając (kolejną dziś) koszulę.


***


Że dobrze dobrane okulary potrafią każdy ubiór (włącznie z jego brakiem) udoskonalić o pozór profesjonalności, to wiedza powszechna.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz