~ UWAGA: Ten one-shot z założenia jest (oryginalnie nieplanowaną) drugą częścią "Porcelanowej filiżanki". Aczkolwiek możecie potraktować to jakkolwiek wam pasuje, zwłaszcza jeśli ocenicie to jako denną kontynuację która rujnuje pierwszą część, czy coś.
Poza tym, one-shot zawiera fragmencik z graficznym seksem. ~
.
.
.
NARRATOR: Albus Potter
.
.
.
Jego uczucia są jak świeży karmel, jego intelekt to modliszka złapana w słodki lep. Nie wie, co począć, jak budować mosty nad przepaściami z ryzyka i niewiadomych, zaślepiony wiarą, że szanse zostały stracone.
.
.
.
Dlaczego.
Co mnie podkusiło.
Czemu musiałem się w to pakować.
Błagam, tak ładnie i zapalczywie i żałośnie, niech mnie ktoś zabije. Jakkolwiek, mam to gdzieś, byle szybko.
— Przepraszam, pozwolicie, że oddalę się na moment za potrzebą. — Mógłbym powiedzieć po prostu "spadam do kibla" albo coś, ale po niemalże godzinie oglądania nieprzyzwoitego przedstawienia, potrzebuję odrobiny kultury.
Wstaję jak jakiś nawalony pingwin i potykam się o nogę swojego krzesełka.
Tara posyła mi ukradkowy pół-uśmiech i w tym wszystkim mam nawet siły czuć się głupio.
Nie patrzę na Scora. Patrzę przed siebie, ale mój mózg ma w nosie docierający do niego obraz.
Przez chwilę gubię się wzrokiem po rozległym pomieszczeniu, nim lokalizuję drzwi do toalety.
Szlag, trafiłem na kogoś. Ale stoi do mnie tyłem, więc wchodzę spokojnie do jednej z kabin.
Niedobrze mi.
Nie dość że praktycznie nie miałem wyjścia jak oglądać Scora i tego jego przeklętego Krukona grających cukrowe gołąbki – bo nie mogę zdjąć z niego wzroku, na ryj kwintopeda – parę dni temu dołączyłem do grupy ludzi, którzy wyszukują sobie partnera, tylko po to, by udawać, że są zainteresowani randkowaniem. Tara jest przyzwoitą dziewczyną, zupełnie nie jak pewne obleśne egzemplarze na które żal patrzeć, i szczerze, gdybym nie był taki zabujany w swoim najlepszym kumplu, pewnie byłbym wniebowzięty, że taka, w gruncie rzeczy, perfekcyjna – przynajmniej jak na moje standardy – osoba wykazuje zainteresowanie wobec mnie, ale, cholera, ewidentnie połapała się, w co gram, i teraz... czuję się jeszcze gorzej.
Tylko trochę.
Wciąż, jednak, jak największy przegryw życia.
Szkoda, że nie umiem udawać; wtedy może nie byłoby oczywiste, że nie jestem tu z żadnego innego powodu poza Scorpiusem.
Ciekawe, czy Scor się skapnął.
Pewnie nie. Zanurzony w objęciach chodzącej waty cukrowej. Ugh.
Nie mam sił tam wracać. I oglądać jak Krukon jest rzygliwie słodki ze Scorem.
Mam ochotę spłukać się w kiblu. Może w odmętach ścieków spotkałbym jakąś... dżdżownicę czy inne licho... które pokochałoby moje zwłoki. Chociaż taki pożytek by ze mnie był.
CZYTASZ
Scorbus
FanfictionDostępny również na AO3 (użytkownik: Wyrdmazer). Nikt nie zna miłości bardziej przenikliwej, niż miłość tych dwóch. Nie dostali wraz z nią gwarancji telepatii, lecz zsynchronizowali się jeszcze zanim poznali imię drugiego. Świat nie rozumie ich, oni...