CIENIE: Pieprz [12]

163 7 3
                                    

notka na początek (dodana 2 kwietnia): ten rozdział to alternatywne zakończenie/prima-aprilisowy prank.

.

.

.

NARRATOR: Albus Potter

.

.

.

Nie zawsze kończy się dobrze. Gdybym wiedział, że w wieku czternastu lat zawinię czyimś życiem... nie mam pojęcia, co bym zrobił. Na pewno nie uwierzyłbym w to; nie chciałbym.

Gdybym wiedział, że najważniejsza dla mnie osoba w całym wszechświecie opuści mnie tak młodo... nie mam pojęcia, co bym zrobił. I tak popełniłbym jakiś błąd. Inny błąd. Może o większej cenie.

Mógłbym dławić się teraz krwią i miażdżyć sobie żebra. Ale co to da. Co najwyżej, zabierze.

Rozumiem, czemu życie zabrało mi jego, z jakiego powodu. błąd błąd błąd mój pieprzony błąd

Nie wiem po co; ale nie ma po co. Nie ma celu. Nie ma przeznaczenia. Jest tylko powód.

On był powodem, dla którego chciałem oddychać i się poruszać.

Nie ma go już. Mnie też nie ma prawa być. to moje prawo.

Nigdy nie znajdę kogoś takiego jak on. Nic nie będzie nigdy w stanie mi go zastąpić. to pieprzony absurd. On był jedyny.

Jedyny z którym przeżyłem ostatnie lata, jedyny który wydawał się mnie rozumieć, jedyny który patrzył na mnie w ten piękny sposób, jedyny na którego ja potrafiłem tak patrzeć.

Jedyny.

Zawsze pozostanie.

Jego zimne, poranione ciało to jedyne co mi po nim zostało. I wspomnienia.

Ale nie chcę widzieć go w snach w takim stanie. Nigdy więcej. Real wystarczy. Nie chcę powtórki z tortury przez resztę moich godzin.

Mój koszmar się jeszcze nie skończył.

Ale jego tak.

To jedyna ulga. Jedyna dziurka przez którą wciąż oddycham. Tyle co nic. Ale jest.

Tylko że ja chcę już przestać.




***




Czemu to sobie robię? Znów jestem w jego pokoju. Boję się siąść na łóżku. Boję się postawić krok.

Boję się siebie.

Chciałbym wierzyć w życie po śmierci. Chciałbym wierzyć, że on dalej istnieje, żywy poza moimi wspomnieniami; jako coś więcej niż martwe ciało. Chciałbym poczuć jego świadomy dotyk, usłyszeć jakoś jego żywy głos, zobaczyć jego błyszczące, pełne ciepła oczy.

Chciałbym tak cholernie mocno, że wpadnę w pieprzoną paranoję, próbując sobie wmówić, że to prawda, że tak jest, że to nie jest tylko moja żałobna psychoza, naiwne szukanie pocieszenia w niesprawdzonych bajeczkach o nieostateczności śmierci.

Tyle że nie wierzę naiwnie w nic, póki nie dostanę wiarygodnego dowodu.

Chcę sprawdzić – wyłącznie dla niego. jeśli cokolwiek jest dla mnie warte podejmowania jakiegokolwiek działania, to on i tylko on. Ale wtedy i tak nic by się już więcej nie liczyło: albo znów miałbym go przy sobie (kto wie, jak i na ile), albo wszystko by się wyłączyło i ostatnia kropka zaznaczyłaby moje życie. lub jego brak.

Wszystko, co mnie tworzy, wyłączyłoby się raz i na zawsze, i oto ostateczne rozwiązanie wszelkich moich problemów przyszłoby, wyczekiwane, po bólu.

życie zabija

Nie mam sił, by bać się śmierci; boję się życia. Ono przywala bólem między podstępnymi przyjemnościami. Śmierć to taki wierny przyjaciel; zawsze pewna jako ewentualność, choć rzadko oczekiwana na konkretny moment. Przeklinam ją jak najgorszego wroga (bo nim dla mnie poniekąd jest), ale skoro odebrała mi już połówkę życia, może dokończyć swoje pieprzone dzieło i podciąć za mnie gardło. Serce i tak już zmiażdżyła. Zostało mi ledwie jego marne zombie, które naiwnie walczy dalej, skore by żyć, choć mózg dawno już wydał (za słaby) wyrok.
stop.

To tylko kwestia czasu nim się całkowicie rozpadnę. Nie poczuję już więcej niczego. Ani jego kojącego dotyku. Ani jego lodowatych warg.

Jego imię jest moją ostatnią wolą.


ciemność

krew

upadek

sińce

krzyki

wrzaski

panika

szlochy

natrętne ramiona

— ALBUS!!! ALBUS!!!

nieskończoność łez

koszmar ciągnie się dalej


lecz spokojnie. WSZYSTKO dostanie swój kres

nieważne, ile wzlotów i upadków doświadczymy, ostatecznie, wszyscy wyjdziemy na prostą


__/\_____/\_________________________


.

.

.

Kuniec. Niepozytywny, bo nie każdy koniec jest taki w życiu. A nieszczególnie widziało mi się zakończenie, które byłoby po prostu słabym "i całe gónwo makicznie skończyło się dopsze, bo ja tak kcem, pjepszyć logikę".

No dobra, prima aprilis, co nie. (ktoś się nie spodziewał? po samym fakcie, że mamy 1 kwietnia, oraz po lichej fabule tego rozdziału?). Kocham Scorbusa 4life, ale to konkretne opowiadanie – oraz mój pomysł na jego właściwe zakończenie – jest takie zue pod prawie każdym względem, że ciężko mi traktować je jakoś bardzo poważnie. Bo to takie dno. Moim zdaniem; choć niewykluczone, że jestem uprzedzony. Tym niemniej, końca się ono raczej doczeka. Chociaż na razie jeszcze go nie napisałem, więc nie mówię hop. Natomiast właściwy rozdział 12 jest już ukończony (co prawda prawie się w jego dramatyczności utopiłem, ale jednak jest). Wrzucę go w bliżej nieokreślonym trochę później.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz