Na pokaz

504 17 10
                                    

UWAGA: One-shot zawiera graficzne treści seksualne.

.

.

.

NARRATOR: Albus Potter

.

.

.

Albus odkrywa pewien fakt o swoim chłopaku, który rozpala jego ciekawość.

.

.

.

— Na jajca bazyliszka... — Padam na łóżko – Scora, bo pachnie ładniej od mojego. Albo po prostu lubię jego zapach... — Wiwat że SUMów dobiegł już kres.

Korzystnie również, że współlokatorzy wciąż przesiadują na błoniach, marynując się w jeziorze, dzięki czemu mamy jeszcze x minut prywatności.

— A wiedziałeś, że gadzie jądra są schowane wewnątrz ich ciał? — Siada na łóżku, obok mnie.

Litości.

— Tak? To bardzo fascynujące. Chociaż mój mózg byłby wdzięczniejszy, gdybyś odczekał z tym jakieś dużo lat, gdy będę już na emeryturze czy coś, i może trochę stęskniony dziwnych informacji.

— Sorka. Przekaz przyjęty.

— Nie cieszysz się, że skończyli nam już męczarnię, co? Istny przesiew dla najtwardszych.

— Poczekaj do Owutemów.

Przekręcam głowę, by zmrozić go wzrokiem.

Mruga niewinnie. A potem unosi pięść w geście triumfu. — Wiwat, hura, jupi-yay, koniec już nastał męczarni tej! Hmm. — Kończy przedstawienie. — Z drugiej strony, to oznacza letnie wakacje... — Wzdycha, też się kładąc.

— Niefajnie?

— Meh. — Przeciąga się jak kot na wiosnę. — Przyjeżdżają synowie siostry mamy.

— Grają na nerwach, co?

Oj żebyś wiedział — wyrzuca nawiedzonym tonem. — Są o cztery lata młodsi ode mnie i jedyne określenie jakiego są godni to małe gówna. Gdy ostatnio byliśmy u nich z rodzicami, włamywali się ciągle do pokoju w którym spałem i wkładali myszy do mojego łóżka.

— Co ty! A to gnojki.

— Nom. Zdecydowanie dostawali za mało dyscypliny. Ale jak się teraz do nich dobiorę... — Uderza pięścią w dłoń.

— Spierz ich ode mnie. Żeby tak brutalnie wzbogacać świat w kortyzol...

— Jak normalnie jestem za nietrzymaniem się starych uraz, tak w tym przypadku chętnie bym zrobił wyjątek. Przez resztę życia nie będę w stanie zapomnieć, jak smutno mi było, gdy z samego rana witał mnie trupek myszy, bo niechcący zgniotłem ją przez sen. Pomyślałbyś, że powinny gryźć i zwiewać... Ale nigdy nie powiedziałem rodzicom, wiesz? Strącałem te myszki na podłogę i myśleli, że same zdechły. Jak głupi broniłem tych... — Wypuszcza powietrze, najwyraźniej rezygnując z adekwatnego określenia. — Ale nigdy więcej. Jeśli znów z czymś wyskoczą, zero litości. — Uuu, bałbym się na ich miejscu. Brzmi mściwie. — No chyba że okaże się, że wyrośli już z dręczenia żywych stworzeń. Kto wie.

— A kiedy tamto było?

— Gdy miałem dziesięć lat.

Czyli oni mieli... sześć. Unoszę brwi. — To w sumie kawał czasu.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz