W czarne oczy

613 44 2
                                    

NARRATOR: Albus Potter

.

.

.


Śmiałem się. I on się śmiał.

Słońce grzało, jezioro orzeźwiało i pachniało mokrością.

I byliśmy tam wtedy tylko my. On i ja.

Wszystko było dobrze.


A potem- zupełnie znikąd, zupełnie nagle- ścisnęło mi żebra. Jak kosa wbita w serce. Zgiąłem się wpół; powietrze uciekło z płuc.

I już wiedziałem, że nie zrobię nic więcej.

Kolory wyblakły. A potem się wyostrzyły. Raziły w oczy.

Było zbyt jasno.

Wszystko było jasne.

Jak śnieg.


Woda była zimna.

Jego ciało było ciepłe.

Przywarłem do niego, trzymając tak mocno, jakbym trzymał samo życie.

Świat znów był kolorowy.

A on się śmiał.

Trząsłem się.

- Albus, przez ciebie pójdziemy na dno!

Jego głos dźwięczał wesoło w mojej głowie; jedyny dźwięk...

- S-scor... coś jest źle...

Pamiętam, jak na mnie wtedy spojrzał.

- Al, c-co...

Zmroziło mnie. W płucach paliła pustka. Nie umiałem jej wypełnić. Zrobił się chaos; wszystko drżało. Chwycił mnie pod ramiona. Nie czułem jego ciepłych dłoni. Woda przestała być zimna. Słońce zgasło.

Wszystko połknęła okrutna ciemność.

- Albus! Albus! Al...

Nie widziałem go. Nie czułem. Było głucho. Próbowałem poruszyć czymkolwiek. Żeby poczuć... poczuć jego ciepło. Nie potrafiłem nic zrobić. Słyszałem tylko jego głos. I wodę.

Woda...

- Albus... Wytrzymaj... Już... z-zaraz...

Tępy odgłos pożegnał moją świadomość.


***


Było ciepło.

Jego ciało było zimne.

Ściskał moje ramię, trzymając tak mocno, jakby trzymał życie.

Dyszał ciężko.

Trząsł się.

- Słyszysz mnie? Albus, słyszysz mnie?

Jego głos wypełniał moją świadomość; jedyny dźwięk... Jak śmierć...

Scorpius...?

Nie pamiętałem tego dźwięku. Był obcy. Tak koszmarnie obcy.

Nie chciałem go już nigdy więcej słyszeć.

- Co się stało?!

Zmroziło mnie. Chciałem krzyczeć, oddychać, żyć...

- Albus... Nie, nie...

Urywane głosy.

Kto to był?

A potem czyjeś ramiona niosły moje ciało. Były ciepłe.

To nie był on.

Czemu wszędzie był śnieg?

Parzyło.

Nie widziałem. Nie słyszałem. Czułem.

Było za gorąco.

Próbowałem coś zrobić.

Mogłem tylko być.

Nie wiedziałem gdzie.

Nie wiedziałem kiedy.

Nie wiedziałem dlaczego.

Wiedziałem, że jestem.

A potem przestałem.


***


Nie było ciepło. Nie było zimno. Nie było mokro.

Było sucho. I miękko.

I oddychałem.

Oddychałem...

- Scorpius...

Powieki paliły, piekły; i były zbyt ciężkie. Ale musiałem zobaczyć. Musiałem.

Nie zobaczyłem- usłyszałem.

A potem poczułem.

Scorpius.

Uśmiechnąłem się.

Wszystko było dobrze.


ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz