Jeden błąd

543 40 25
                                    

NARRATOR: Albus Potter

.

.

.


To nie był pierwszy raz, kiedy znalazłem się w tym domu.

Dwór Malfoyów.

Taki... bezduszny.

- Albus.

Natychmiast zwróciłem się w stronę spokojnego głosu. Draco Malfoy. I momentalnie zmroziło mi krew w żyłach. Nie znosiłem tego spojrzenia. Teraz jeszcze bardziej niż za pierwszym razem.

Za pierwszym razem... Pamiętam ten dzień tak wyraźnie, jakby to, co się właśnie działo, było jakimś dziwnym deja vu.


***


- Mój syn nie życzy sobie gości. Żadnych.

Miałem nadzieję, że to nie była jego ostateczna odpowiedź.

- Mógłbym chociaż na chwilkę wejść? - Spytałem grzecznie, szczękając zębami z zimna.

- Jeśli cię wpuszczę, nie wyjdziesz stąd póki przynajmniej nie porozmawiasz z moim synem.

To nie było pytanie, to było przypuszczenie. I było prawdziwe.

Kiwnąłem głową, nagle obawiając się użyć słów.

A potem- ku mojemu zdziwieniu i niewyrażalnej wdzięczności- Draco Malfoy zrobił krok w tył, uchylając drzwi. Nieśmiało przekroczyłem próg, pozwalając sobie na głęboki oddech ulgi, gdy uderzyło mnie ciepłe powietrze.

- Domyślam się, że się nie zgubisz.

Mogłem mieć choć na tyle kultury, żeby zaprzeczyć, ale wiedziałem, że kłamstwo w takiej sytuacji byłoby zbędne- ojciec Scorpiusa był wystarczająco dobrze poinformowany odnośnie tego, co wyprawiało się tu w zeszłą Wielkanoc; niestety. Na owo wspomnienie wszelkie resztki zimna opuściły moje ciało.

- Dziękuję. - To było jedyne, co zdołałem z siebie wydusić. Lecz ledwie zrobiłem krok ku swojemu celowi, poczułem dłoń na moim ramieniu. Obróciłem się, patrząc ostrożnie na Malfoya.

- Wiem, że proszenie cię o to niczego nie zmieni, ale... - jego oczy błysnęły krótko - nie zrób czegoś głupiego.

Otworzyłem usta, by odpowiedzieć, lecz jego spojrzenie było tak dziwnie pełne czegoś bolesnego, że na kilka chwil po prostu mnie zamurowało.

- Dobrze - odparłem w końcu. - Będziemy w porządku.

Nie byłem pewien, czy kłamałem tylko jemu, czy również sobie.


***


- Jak ty w ogóle mogłeś pomyśleć żeby to zrobić!

Wraz z tymi słowami powiało od Scorpiusa tak obcym mi chłodem, że na moment coś mnie w środku ścisnęło, odbierając dech.

- Mówiłem ci już: nie chciałem tego zrobić. - Mój głos był spokojny lecz stanowczy. - To był debilny błąd... parę chwil... jedna noc... gdyby tylko... to jej wina... ja nigdy bym...

Niespójne fragmenty zdań: to wszystko, na co było mnie w tamtym momencie stać. Krew we mnie buzowała, ledwo trzymałem nerwy na wodzy, i miałem potworną ochotę puścić się biegiem i biec, biec, biec... Gdziekolwiek- byle przed siebie. Nieznośnie było stać w miejscu; wtedy, tam, z nim... po tym wszystkim.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz