Wąż zrzuca skórę [10/13]

122 7 0
                                    


— Koń na c3.

Tak oto pierwszy pionek poszedł się sypać.
Albus oglądał, z dziwnie walącym sercem, szczupły tors blondyna ukazujący się spod wielobarwnego t-shirta.

Scorpius nie miał na sobie zbyt wielu ubrań. Albus, z kolei, nosił rzemyki na nadgarstku, które już zwiększały jego szanse na wygraną niemalże trzykrotnie (prawdziwy Ślizgon nigdy nie policzyłby ich w takim scenariuszu jako jeden fragment ubrania).

— Pion b7 na b6.

Ledwie parę minut później krótkie spodenki dołączyły do t-shirta.

Gdzie Albus dopiero pozbył się pierwszego rzemyka.

Miał jednak obawy, że do szach-mata może mu być mocno pod górkę, jeśli w jego polu widzenia znajdzie się wkrótce penis blondyna. Merlin jeden wie, jego mózg mógłby nagle zapomnieć, o co w ogóle chodzi w szachach.

Starał się nie rzucać wzrokiem nazbyt otwarcie na wybrzuszenie w bokserkach Scorpiusa. Zresztą, nie żeby reszta jego gładkiego ciała nie kusiła wiele słabiej. Albus doznawał retrospekcji z boskich lodów Scorpiusa, gdy jego wzrok sunął, jak na łyżwach, po mlecznej skórze zarumienionej miejscami– Tak blisko, jasny szlag.

— Wcale nie taka zabawa, co? — Albus spojrzał na twarz przyjaciela, gdy ten poważnie rozmyślał nad kolejnym ruchem. Zmarszczone uroczo brwi i smukłe palce gładzące usta to obrazek już dawno temu na dobre wyryty w pamięci Albusa.

— Czemu? Ja się znakomicie bawię. — Spojrzał mu w oczy chytrze, a uśmiech jego był wprost grzeszny. — Koń na f7. Szach.

Albus miał ochotę zrobić w końcu parę gaf: siedzenie w ubraniu zaczynało być gorące.

Walczyła z nim jednakże duma niepokonanego szachisty. Miał idealną okazję, by w paru ruchach postawić Scorpiusowi mata. Z drugiej strony, naprawdę chciał pociągnąć te cudowne tortury jeszcze odrobinę. Kto wie, czy kiedyś jeszcze nadarzy się podobna okazja...

— Wieża na f7.

— Goniec na f7.

Jasny szlag. Cudownych tortur ktoś chciał, huh? Uważaj, czego sobie życzysz, Potter.

Albus odrzucił drugi rzemyk, usiłując zaczepić wzrok na szachownicy i nie pozwolić mu odpływać do uwolnionego przed momentem penisa.

Który zupełnie nie zdawał się peszyć pod uwagą. Wręcz przeciwnie: stał dumnie w pełnym (imponującym, na konającego bazyliszka...) wzwodzie, różowy, błyszcząc na pulchnej główce w łagodnym świetle lampki nocnej.

Cholera. Albus przełknął nagły nadmiar śliny.

Jak tu nie wielbić penisów. Bezwstydnie twarde, sterczące oczekująco w jawnym sygnale, by używać. Nieomylny objaw podniecenia. Gotowości. Potrzeby.

Oj, Albus by sobie poużywał...

Zwłaszcza że Scorpius był ewidentnie bardzo mocno podniecony, patrząc na zaskakującą ilość preejakulatu który praktycznie sączył się strugami ze szparki. Toż to hipnoza w najczystszej postaci.

Ciekawość, co tak mocno rozbudziło żądzę blondyna, walczyła w Albusie z niechęcią, by kiedykolwiek poznać odpowiedź. Bowiem małe były szanse że stało za tym cokolwiek innego niż jego starszy brat.

Stuk, stuk, dotarło do świadomości Albusa, jakimś cudem przedzierając się przez gęste chmury żądzy. Dzięki niech będą jego Królowi, który łaskawie przywołał go z powrotem na ziemię, stukając laską o szachownicę.

— Spokojnie, Al. Nie tylko tobie będzie teraz trudniej się skupić.

Jakim przeklętym cudem on wciąż miał tak niewzruszony ton. Był taki... Szlag. Albus kąpałby się w tym głosie przez resztę swoich dni.

Nie ulegało wątpliwości, który z nich dwóch został wychowany na prawdziwego Ślizgona.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz