Głębokie sprawy [6/13]

107 8 0
                                    


— O czym medytujesz? — Albus zagadnął Scorpiusa.

Scorpius aktualnie leżał w trawie, z otwartymi oczami zagadkowo wlepionymi w niebo i przemoczonym ubraniem.

Boso.

To trochę tak, jakby wszechświat dawał Albusowi otwarte zaproszenie do zwiedzania. Kto zdołałby się oprzeć tak pięknemu samcowi...? Kto nie pragnąłby namalować jego spokoju, trawy muskającej odsłoniętą skórę, sutków odznaczających się na mokrej koszulce, błagających o usta, o ssącą miłość... A może o ciepłe nasienie wytryskujące z pulsującej żołędzi, skąpujące te wrażliwe kuleczki w mleku jego jąder–

— Nie jestem pewny, od czego zacząć... — Zmarszczył brwi.

— Najlepiej od początku.

— Słusznie. No więc zaczęło się od tego, że dopadł mnie upał.

— Co ty. A to brutal.

Albus położył się obok przyjaciela. Było to ustronne miejsce na rozległych tyłach domu, gdzie w zasadzie jedynie gnomy mogły zakłócić ich prywatność.

— Ano. Więc oblałem się wodą z węża ogrodowego. Tam leży. — Wskazał na kupkę gratów nieopodal.

— Wiesz co, nigdy wcześniej nie widziałem tak schludnie odłożonego węża ogrodowego.

— Ma się ten dryg.

— Tak bardzo ci zależy — Albus parsknął śmiechem, przypominając sobie wyznanie blondyna z przedwczoraj.

— Cóż, jestem wielkim fanem podłużnych i grubych obiektów, istotnie — oznajmił. Bardzo, bardzo rzeczowo.

Albus postanowił wydychnąć erotyczne obrazy, które wykwitły mu w głowie.

Na próżno. Jak zawsze. Oczywiście. Fakt należenia do grupy biologicznych maszyn do ruchania nigdy nie drażnił go tak dotkliwie jak w tym konkretnym, bardzo upalnym momencie.

Mokry Scorpius obok niego westchnął przeciągle.

— A potem zacząłem jednoczyć się z nieskończonym niczym.

— I co?

— Nic. Na tym to polega. Jesteś niczym. Nic. Zupełna cisza. Brak czegokolwiek.

— Po co ci to? — Albus nie czuł się źle za podśmiewki: sytuacja była obiektywnie zabawna.

— Pomyślmy, dlaczego coś chciałoby być niczym zamiast przeżywać pełnię życia jako to czym jest?

Albus zamrugał. Miał wrażenie, że zarys księżyca na czystym niebie zbladł.

— Bo zmęczyło go życie pełnią życia i chciało zrobić sobie przerwę? — strzelił.

Gdy Scorpius nie odpowiedział, przychylił głowę, by na niego spojrzeć.

Szarobłękitne oczy zasłaniały powieki. Albus był w stanie dostrzec drobne naczynka krwionośne pod delikatną skórą.

Ludzkie ciało. Tak pełne wrażliwych punktów i siły, by je bronić.

Usta blondyna stały się łagodnym łukiem wesołości. Napiął się i wypuścił wesołe słowa:
— Co widzisz, gdy tak na mnie patrzysz, Al?

— Skąd wiesz, czy na ciebie patrzę?

Scorpius otworzył oczy, by uchwycić spojrzenie przyjaciela.

— Zgadywałem. Teraz już wiem na pewno, że na mnie patrzysz.

Wpatrywali się w siebie przez kilka bzyków bąka fruwającego z kwiatka na kwiatek. Z białego na różowy. Z różowego na czerwony.

Gorąc.

Gorące policzki pod oczami koloru burzy. Jak zachód słońca. Tyle że to nie zachodu znak, lecz raczej–

Scorpius spuścił wzrok. Zamknął oczy. Westchnął.

Albus obserwował jego klatkę piersiową pracującą w niezupełnie spokojnych oddechach.

Bąk odleciał.

Bądź szlag go trafił.

Scorpius naprawdę zdziwniał (jeszcze bardziej) od kiedy tu przyjechał.

Albus chyba zdziwniał razem z nim, bo pasowało mu to jak rodzynki do sernika.

.

.

.

Wewnętrznie zdycham, kiedy widzę 27°C w prognozie pogody. Chrzanić lato.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz