- Czyli... przechodzisz na weganizm?
- Wegetarianizm - Scorpius poprawił swojego niezachwyconego męża, z błyszczącą aurą jaka zawsze mu towarzyszyła gdy oznajmiał mu kolejne swoje nowe zainteresowanie. - Tak; tak jakby. Pamiętasz jak przez ostatnie kilka miesięcy narzekałem że nasze życie zrobiło się nudne pod względem jedzenia? No więc postanowiłem spróbować czegoś nowego. A wiesz co mówią: ograniczenia inspirują innowacje.
- Mhm. - Al pokiwał powoli głową, przetwarzając kolejny w tym kwartale wstrząs jego modelem codzienności. - Czyli gotować ci teraz bezmięsne.
Westchnął, sięgając po karteczkę by zanotować: "kupić książkę kucharską dla wegetarian".
Scorpius parsknął cicho na jego spochmurnienie.
- Nie smuć się, Al, na mięsie świat się nie kończy. Niesamowite, co nie? - Usiadł na stole pokrytym aktualnie pergaminami, atramentem, i jednym złamanym piórem. - Będę gotował nam fajne rzeczy, jeśli też byłbyś otwarty na nowe doznania.
Al uniósł brwi, patrząc jak Scorpius przygląda się kątomierzowi.
- Nowe doznania - mruknął na wspomnienie rewolucji żołądkowych po ostatnich egzotycznych zapędach kucharskich Scorpiusa. - Ta, widzisz, jest powód dla którego niechętnie dopuszczam cię do garów.
Scorpius podrapał się w szyję, najwyraźniej nawiedzony tymi samymi wspomnieniami. - Ale to nie tak że wtedy jakoś bardzo się wyszkoliłem. Tym razem będzie lepiej. Obiecuję.
- Praktyka zweryfikuje.
- Cóż - Scorpius skwitował oszczędnie. - Bądź co bądź, najważniejsza rzecz pozostaje bez zmian: nigdy w życiu nie przeszedłbym na wegetarianizm dla penisa.
- Nie dałbyś rady. Nawet gdyby od tego zależało twoje życie - Al zauważył, ubawiony.
Scorpius wzruszył ramionami, odkładając kątomierz. - Pozostaje nam obu cieszyć się, że nigdy nie zależało. I modlić się że nie będzie. - Przyłożył dłoń do serca. - Oznajmiam wszem i wobec, że od tej pory jedyne mięso jakiego pożądam w ustach moich, to męski członek. A twój to mój personalny faworyt - dodał szelmowsko.
- Na Merlina, Scorpiusie Malfoyu, skąd w tobie ta niepoprawność.
- Przysięgam, tylko ty dzierżysz klucz do dzikiego zwierza we mnie. Normalnie, nieskazitelne maniery mam w małym palcu.
- Oczywiście że tak. Malfoyowie to Malfoyowie - pokręcił głową.
- Z ich słabością do Potterów... - Scorpius zaciągnął z powagą.
- Masz szczęście że trafił ci się najprzyzwoitszy pośród całej gromady.
- Racja. Merlin miał wydatkowo dobry humor gdy przywołał ciebie do mojego przedziału.
Słońce wyszło zza chmur.
- Nie mogłeś się ze mną uroczo pokłócić, co?
Scorpius zmierzył go spojrzeniem godnym blondwłosego arystokraty stojącego w oknie dworu, oglądającego dwudziestopięciotysięczny wschód słońca w swoim życiu.
- Nie - odparł lekko.
Al przewrócił oczami.
- Chodź. - Scorpius chwycił go za rękę.
- Dokąd?
- Do najlepszej restauracji w promieniu pięciu kilometrów, zamówić ich najlepsze mięso by cieszyć się ostatnią kupą krwistych tkanek na nieokreślony czas.
- Nie jesteś specjalnie wierny swoim słowom, co? - Al westchnął, rozczarowany że nie dane mu będzie pozostać dziś wiernym projektowaniu nowego systemu zraszającego do ich ogrodu.
Cóż. Był dopiero piątek.
- Jestem, tam gdzie to się naprawdę liczy. No weź, Al, uciesz się! To będzie nasze ostatnie wspólne mięso! Na jakiś czas. Celebruj!
- Zapiszę w kalendarzu. Będziemy mogli uczcić rocznice śmierci.
Scorpius pociągnął nosem, przykładając dłoń do serca po raz drugi w ciągu ostatniej godziny. - Chyba... chyba nigdy nie byłem świadkiem takich względów z twojej strony. To piękne.
***
- Jasny gwint, jakie to jest cudowne - Scorpius westchnął, żując swoją pieczeń z kaczki. - Co ja sobie myślałem. To najgłupszy możliwy sposób by zamknąć rozdział. Al... odwołuję swoje wegetariańskie wyzwanie. TO - to jest zbyt dobre. Po prostu zbyt dobre. Na Merlina, jak ci mugole to robią... Ten sos! I zobacz, ta skórka! Czy oni posypali to prawdziwym złotem...?
- Kto by się spodziewał że do tego dojdzie - Al mruknął, patrząc jak Scorpius przygląda się badawczo swojej kaczce.
Chmury zebrały się na twarzy Scorpiusa. Przełknął kęs. - Nie znoszę jak dobrze mnie znasz.
- Wystarczająco dobrze by wiedzieć, że to skrycie uwielbiasz. Cholerny arystokrato.
- Gęsto we żyłach moich to płynie! Nie wyciągniesz; nie ma jak. - Wzruszył ramionami, wywijając widelcem.
- Wsadź go w tą durną kaczkę zamiast sobie w oko, co?
- Sprzeciw. - Wziął łyk swojego czerwonego wina. - Jeśli będę chciał wsadzić sobie widelec w oko, to sobie wsadzę. A to że nigdy w życiu tego naumyślnie nie zrobię to nie dlatego, że się ciebie słucham. Mam wolną wolę!
- Nie kiedy daję ci swoje mięso.
Scorpius wciągnął powietrze gwałtownie.
- Proszę, Al, to drażliwy temat. Odczekaj, nie wiem, z godzinę, mógłbyś?
CZYTASZ
Scorbus
Hayran KurguDostępny również na AO3 (użytkownik: Wyrdmazer). Nikt nie zna miłości bardziej przenikliwej, niż miłość tych dwóch. Nie dostali wraz z nią gwarancji telepatii, lecz zsynchronizowali się jeszcze zanim poznali imię drugiego. Świat nie rozumie ich, oni...