CIENIE: Pęknięcia [12]

317 5 0
                                    

Dobra, koniec prima aprilisów, teraz lecimy na poważnie.

.

.

.

NARRATOR: Albus Potter

.

.

.

Przez zamurowanie, jakie mnie ogarnia po przeczytaniu całego listu, nie mam pojęcia jak – czuję się jak na automacie – ale dopadam do kufra, wyławiam Mapę Huncwotów, i ze łzami w oczach, skapującymi na wyświechtany pergamin, próbuję odnaleźć jego imię wśród tysięcy kropek poruszających się po dziesiątkach korytarzy i pomieszczeń.

Widziałem go ostatnio z dwie godziny temu, a potem powiedział, że idzie się umyć. Sam wstąpiłem do biblioteki, by poszukać informacji niezbędnych na kolejne zajęcia z eliksirów, i oczekiwałem, że gdy wrócę, zastanę go w dormitorium.

A potem pod moją kołdrą znalazłem ten list...

Nie chcę wierzyć w te słowa, ale mój mózg połączył kropki i włączył tryb paniki. Nie mogąc znaleźć go nigdzie na Mapie, wypadam z dormitorium i skrótami dopadam w końcu do drzwi jedynego znanego mi miejsca, które ma sens: Pokój Życzeń.

Otwierają się przede mną jakby wołając, bym wszedł do środka.

— SCORPIUS!!! Nie... — Podbiegam na trzęsących się nogach do jego nieruchomego, nagiego ciała spoczywającego w niewielkim zagłębieniu wypełnionym brudnoczerwoną cieczą i w końcu kolana się pode mną załamują. — Nie... nie... nie... Scorp– jasny szlag — dławię się szlochami, szukając jego oddechu, pulsu na jego szyi.

Adrenalina eksploduje we mnie na uczucie słabego pulsowania pod dłonią; malutkie chmurki ciepła muskają moją drugą dłoń, która trzęsie się okropnie tuż pod jego nosem.

— Scorpius... musisz żyć, błagam, błagam... błagam... — Wyciągam go ostrożnie z wody, gorączkowo szukając źródła krwi, lecz nigdzie nie mogę znaleźć rany.

Wtem obok nas materializuje się buteleczka z czerwonym płynem. Eliksir uzupełniający krew.

Unoszę go do pozycji pół-siedzącej, opierając go o siebie, i masuję jego gardło, ostrożnie wlewając napój do jego ust.

Sięgam po jego szatę odrzuconą na skraj wanny, i okrywam nią jego mokre ciało. Moje palce spoczywają na jego szyi, pilnując jego pulsu. Szlocham histerycznie, trzęsąc się jeszcze gorzej niż przed chwilą.

Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, może dziesięć sekund, może dziesięć minut, mój mózg oszalał w rozpaczy, ale w pewnym momencie na moją rękę spada coś mokrego.

Przesuwam się ostrożnie, by móc spojrzeć w jego twarz.

Lśnią na niej strugi łez.

— Scorp...

Kręci głową, zaciskając powieki, a jego oddechy przeradzają się w szlochy.

co się do cholery dzieje

— Scorp, czemu– Coś cię boli?

On żyje. To absurd.

Jeszcze większy niż jego przeciwieństwo.

— Mózg — chrypie, opuszczając głowę na moje ramię.

Nie wierzę. Merlinie, nie wierzę, że to naprawdę on. Nie wierzę, że znów słyszę jego głos.

Obejmuję go, ostrożnie lecz mocno, jakbym zamykał się na kłódkę wokół niego, chroniąc go przed zagrożeniem.

— Dlaczego? Dlaczego ja jeszcze żyję?

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz