Lekcja nie-myślenia [I]

3K 166 46
                                    

Siedział tam- w tej ławce; w tej klasie, której dziwnie przytłaczającą przestrzeń wypełniał dźwięk kredy tańczącej po zmatowiałej tablicy i ożywiony głos jedynej osoby, która w tej klasie wtedy była- poza nim.

Scorpius z zapałem kreślił na czarnej powierzchni coraz to więcej i więcej białych linii. Czarnowłosy wiedział dobrze, że blondyn stara się tłumaczyć mu jak najlepiej, ale nie mógł nic poradzić na fakt, że wszystkie te linie, kreski, litery, cyfry, dziwne rysunki i schematy były dla niego w tamtej chwili jedynie nic nie znaczącą plątaniną bieli- tylko trochę bielszej od włosów, które chłopak co jakiś czas odgarniał z twarzy niedbałym ruchem ręki, nie przerywając swojego wykładu. Wykładu, którego sens Albus zdawał się coraz bardziej i bardziej gubić od momentu, gdy się zaczął, by w końcu pozwolić swojej uwadze bezkarnie błąkać się w labiryncie zbudowanym z od dawna już rozwijających się w nim myśli i emocji.

A każda z dróg kończyła się głośnym westchnięciem, gdy powracał do tak różnej od tych wędrówek rzeczywistości.

I gdy siedział tak wtedy w tej ławce, w tej klasie, słuchając (a w każdym razie takie było założenie) blondyna, po raz kolejny jego błogie myśli potknęły się o rude włosy i błękitne oczy. Obraz tak mu znany, przez wiele lat, od dawna... niegdyś automatycznie przywołujący uśmiech na jego twarz- teraz przywoływał tylko ucisk w gardle i sprawiał, że jego płuca wypełniały się kamieniami.

Głęboki oddech...

Osoba, która przez większą część jego życia była mu prawie tak bliska jak brat... która towarzyszyła mu w jego głupich zabawach i wyciągała do niego rękę, by pomóc mu wstać, za każdym razem, gdy upadał... której uśmiech i ciepły uścisk znaczyły tyle, ile naprawdę niewiele rzeczy było w stanie wyrazić...

Ta osoba... Ta jedna, jedyna osoba...

Była powodem, dla którego nie mógł już patrzeć na swojego przyjaciela tak, jak mógł patrzeć jeszcze kilka miesięcy temu.

Była powodem, dla którego kolejna najważniejsza w jego życiu osoba- osoba, która była mu bliska tak, jak nikt inny nigdy nie potrafił być... która wspierała go przez ostatnie kilka lat... która wyciągała do niego rękę, by pomóc mu wrócić za każdym razem, kiedy przekroczył granicę... której uśmiech i ciepły uścisk znaczyły tyle, ile nic nigdy nie było w stanie wyrazić...- właśnie ta, najważniejsza w jego życiu osoba stawała się coraz bardziej i bardziej mu odległa.

I kiedy tak siedział w tej ławce, w tej klasie, pozwalając ulubionemu głosowi być tłem dla jego wędrówek, ten ciężar po raz kolejny zwalił się na niego, przypominając mu, dlaczego tak właściwie był tu, gdzie właśnie był i robił to, co właśnie robił.

I czemu cierpiał tak, jak właśnie cierpiał- mając przed oczami obraz, który w jego sercu nigdy nie przestawał być najważniejszym i najbliższym, choć rzeczywistość brutalnie mu go zabierała, odsuwając coraz dalej i dalej... i dalej.

I choć gdy przyszli tu jakąś godzinę temu, wszystko było, teoretycznie, w najlepszym porządku, teraz każda chwila była dla Albusa udręką. Sekundy ciągnęły się nieubłaganie, każda z nich bolała, a każdy ruch blondyna i każdy dźwięk, który dobył się z jego ust, sprawiał, że w brzuchu coś mu się skręcało, a oddech coraz bardziej przyspieszał. Z każdym kolejnym uderzeniem kredy o tablicę rosła w nim potworna ochota, żeby wybuchnąć śmiechem; rozpaczliwym śmiechem- bo czuł, że nie wytrzyma już dłużej uderzających o ściany jego żył fal emocji. Powietrze coraz głośniej wydobywało się z jego ust; przygryzał wargę i nawet nie zauważył, kiedy trzymany przez niego liścik zmienił się w pomięty kawałek papieru; atrament rozmazał się w jego spoconej dłoni.

- Al, słuchasz mnie?

Albus otrząsnął się; blondyn przypatrywał mu się badawczo, marszcząc brwi. Czarnowłosy przełknął ślinę; gardło miał ściśnięte, a do jego świadomości powoli docierał fakt, że przez dłuższy czas wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w tył głowy Scorpiusa. Tylko że teraz nie mógł już wpatrywać się w tył jego głowy- mógł się wpatrywać tylko (a może aż) w przód. I choć przód był atrakcyjniejszy od tyłu, w tamtej konkretnej chwili Albus wolałby jednak pozostać przy tyle. Bowiem wtedy przenikliwa szarość oczu blondyna skupiona byłaby na tablicy, a nie na jego zastygłej w zdezorientowaniu twarzy.

- Emm, jasne. - Słowa, które wygramoliły się wreszcie z jego ust, brzmiały trochę mniej pewnie, niż powinny.

Młody Ślizgon westchnął, nie kryjąc znużenia.

- Czemu pogiąłeś liścik? - spytał głosem wypełnionym spokojną ciekawością.

Oczy Albusa powędrowały w dół, by spotkać się z dłonią, która trzymała rzeczony liścik; teraz był on już tylko pomiętym kawałkiem papieru pobrudzonym czarnym atramentem.

- Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakoś... - Scorpius przechylił głowę, nie spuszczając wzroku z twarzy Albusa - niezdrowo.

Brunet prychnął; "niezdrowo" było prawdopodobnie nie najgorszym określeniem jego stanu.

- Nie, to tylko zmęczenie... Wiesz, treningi i tak dalej... - Wzruszył ramionami, próbując rozluźnić się w twardym krześle.

- Nie wyglądałeś na zmęczonego, gdy zaczynaliśmy. - Jasne brwi Scorpiusa jakby zmarszczyły się jeszcze bardziej.

W nabrzmiałym od emocji umyśle bruneta nie było miejsca na narodziny kolejnej wymówki. Przygryzł wargę, wbijając wzrok w blat ławki.

Krótka cisza została przerwana kolejnym westchnięciem.

- Możemy skończyć na dziś.

Blondyn odwrócił się, by sięgnąć po swoją torbę leżącą w kącie klasy.

Twarz czarnowłosego stężała, a krew w żyłach przez moment popłynęła szybciej. Wstał powoli, obserwując jak chłopak wrzuca do torby swoje książki i pliki notatek, a potem zapina klamrę i zarzuca torbę na ramię.

- Albus?

Częściowo przysłonięte włosami czoło blondyna ponownie pokryły zmarszczki, gdy odwrócił się i zobaczył Albusa stojącego przy ławce, znów wpatrującego się w niego sennym wzrokiem.

Chłopak zamrugał. Przeczesał ręką swoje wiecznie rozczochrane czarne włosy, po czym pochylił się, by samemu się spakować.

Kilkanaście sekund później szli już niemal opustoszałymi korytarzami, zmierzając ku zamkowym lochom. W głowie bruneta wciąż odbijało się echem ostatnie słowo, które tego wieczora usłyszał.

Albus.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz