Srebrzysta tarcza księżyca jaśniała na morzu atramentowoczarnego atłasu usłanego dziesiątkami migoczących iskierek; jego błękitny blask oblewał świat, sprawiając, że wszystko wokół wyglądało jak wyjęte z egzotycznej bajkowej krainy. Ogród nocą otulał w senne melodie, pieśni nucone przez wiatr wirujący w koronach drzew, szumiący wśród liści krzewów i płynący łagodnie po ziemi, przynosząc subtelny aromat odległych barw jesieni przeplatany chłodną letnią bryzą- niczym ożywcze ziewnięcie po całym dniu złocistej spiekoty.
Albus delektował się byciem, w nieśpiesznych krokach przemierzając kolejne ścieżki przydomowego ogrodu. Kochał noc i nocne powietrze, wielbił ciszę i spokój, i samotność; i wszystkim tym mógł się w tamtej chwili cieszyć do woli; jednak powodem, dla którego jego twarz jaśniała przez cały ten czas w łagodnym uśmiechu, a oczy lśniły bardziej niż gwiazdy ponad jego głową, był Scorpius Hyperion Malfoy- ramię w ramię, dłoń w dłoni, spacerujący przy jego boku. Cisza przygrywała im ochoczo, bo niczego więcej nie było im w tamtej chwili potrzeba: spojrzenie... dotyk... obecność...- to wystarczało.
Dom Potterów nie wyróżniał się niczym spośród okolicznych domów; jedynie był bardziej pstrokaty niż inne, bowiem jego ściany niejeden raz stanowiły swego rodzaju płótno dla artystycznego natchnienia jego brata, potem jego siostry, a w końcu- okazjonalnie- również i jego samego (ich rodzice przyjęli to znacznie mniej sztywno, niż którekolwiek z rodzeństwa mogłoby się spodziewać). Może i owo quasi-graffiti nie było specjalnie jego stylem, aczkolwiek w jakiś sposób udawało mu się tworzyć obrazy sprawiające wrażenie bardziej profesjonalnych, niż dzieła Jamesa czy Lily (mimo że z siostrą na ogół nie miałby nawet ambicji się porównywać, bowiem spośród trojga potomków imienia Chłopca Który Przeżył to właśnie ona zdawała się przejawiać konkretne zdolności artystyczne).
Czarnowłosy obserwował, oparłszy się swobodnie o ścianę, jak szarooki przesuwa dłonią po jednym z jego świeższych tworów; uśmiechał się.
- Nigdy mi nie mówiłeś, że umiesz malować.
- Nigdy nie umiałem - odparł bezbarwnie, wzruszając ramionami. - Lily jest w tym dobra, ja tylko...
- Ty masz tylko wiele talentów, których nawet nie jesteś świadom. - Scorpius przeniósł uważny wzrok na przyjaciela. - Wiesz, kiedy się jeździ po świecie, ma się mnóstwo okazji, żeby zobaczyć różne dzieła sztuki... w końcu nawet wyrobić sobie jakiś konkretny smak. I koneserem na pewno nie jestem, ale... - obrzucił spojrzeniem ścianę pokrytą graffiti - ty naprawdę potrafisz znacznie więcej, niż ci się wydaje.
Przez krótki moment szum wiatru znów był jedynym dźwiękiem.
- I tak nie zamierzam się tym zajmować. To tylko dziecinne, niezobowiązujące hobby. - Brunet ponownie wzruszył ramionami, jakby próbując podkreślić, że słowa Scorpiusa w żadnym razie go nie wzruszyły; zaś z ust jasnowłosego dobyło się łagodne parsknięcie.
- Jak wolisz. Choć gdybyś tylko chciał...
- Ale nie chcę.
- Szkoda.
Zielonooki wyszczerzył się nagle.
- Wiesz, mógłbym cię kiedyś sportretować - rzucił od niechcenia.
- Czemu nie? - Srebrnobłękitne oczy błysnęły wesoło. - A ja nabazgroliłbym ciebie-
- Scor...
- I zobaczyłbyś, że naprawdę masz talent.
- Scor, daj spokój. I tak nie potrafiłbym cię namalować - stwierdził ponuro.
- Hah, no tak, nawet największy artysta nie byłby w stanie uchwycić szlachetnych Malfoyowskich rysów. - Blondyn zaśmiał się ciepło, lecz zaraz potem jego twarz znów przybrała bezbarwny wyraz. - Poważnie, w całym życiu zrobiono mi już chyba z pięć portretów i żaden nie był godny tych galeonów, które ojciec za nie dał.
CZYTASZ
Scorbus
ФанфикDostępny również na AO3 (użytkownik: Wyrdmazer). Nikt nie zna miłości bardziej przenikliwej, niż miłość tych dwóch. Nie dostali wraz z nią gwarancji telepatii, lecz zsynchronizowali się jeszcze zanim poznali imię drugiego. Świat nie rozumie ich, oni...